„Biała odwaga”

Kolejny dobry film, który widziałem. Nie zdradzę wiele, jeśli napiszę, że tytuł odnosi się do wspinaczkowej magnezji (kto bułował ten wie). Tytuł nietrafiony, bo choć można odkryć kolejne dna tej metafory…, to chyba nie o to jednak w tytułach chodzi. Ale zostawmy rzecz na boku, bo to jedna z niewielu słabości tego obrazu.

Czytaj dalej „„Biała odwaga””

Koniec seansu w kinie „Życie”

Zmarł Janek Wieczorkiewicz – wieloletni bełchatowski kinooperator. Ludzie odchodzą naturalną koleją rzeczy. Czasem jednak rodzi się w nas potrzeba świadectwa o tym, jak zupełnie zwyczajni ludzie powodują zmianę trajektorii naszego życia. I Jankowi takie wspomnienie ode mnie się należy.

Czytaj dalej „Koniec seansu w kinie „Życie””

Sylwester poczucia winy

Przez zupełny zbieg okoliczności, cały sylwestrowy wieczór byłem atakowany przez kulturę, którą pozostawia po sobie moje pokolenie. Kulturę, która przestała być mechanizmem więzi i wspólnoty, a stała się cywilizacyjnym protokołem rozbieżności. Kulturę Człowieka, którego nie lubię.
Coś poszło zdecydowanie nie tak…

Czytaj dalej „Sylwester poczucia winy”

Muzyczne obrazki – obrazkowa muzyka

Zgadało się ostatnio o muzyce, która jest katalizatorem przeżywania filmu, sztuk teatralnych, gier, wystaw… To temat, którym pochłaniał mnie przez lata. Postanowiłem wybrać 21 (oczko!) dzieł, które dla mnie były w tej kategorii najważniejsze dotychczas.
Gry wybrał mój młodszy syn Piotr Gralczyk. Tam gdzie o nich mowa, cytuję fragmenty naszej prywatnej korespondencji, w której Piotrek zachęcał mnie do słuchania.
To dużo muzyki, więc mam nadzieję, że znajdziecie coś dla siebie.
Jeśli zechcecie zaproponować coś od siebie, ale jakoś odnieść się do tej subiektywnej listy – komentujcie tutaj, na Facebooku lub piszcie na priv.
W zakładce „Kontakt” znajdziecie formularz do korespondencji i link do kontaktu w WhatsApp.

Czytaj dalej „Muzyczne obrazki – obrazkowa muzyka”

Bełchatowska lista nieobecności

Myślę, że jako miasto kompletnie nie potrafimy wykorzystać wiedzy, autorytetu i sentymentu do swojej Małej Ojczyzny ludzi, którzy tu wyrośli. Nawet nie próbujemy czerpać z wiedzy i doświadczenia bełchatowianek i bełchatowian, którzy są „prorokami” w świecie, ale nigdy w mieście w którym wyrośli.

Czytaj dalej „Bełchatowska lista nieobecności”

Fryz życia

Niedawno zostałem pozdrowiony Edvardem Munchem. Nie to żebym nigdy nie znał tego co malował i kim był, tym niemniej była to wiedza bardzo powierzchowna. Ot, wiedziałem że urodził się prawie równo sto lat przede mną, że w roku moich urodzin otwarto jego muzeum, którego architekturę długi czas uważałem za porąbaną prawie tak jak sam malarz… Kojarzyłem jakichś kilka obrazów… „Krzyk„, „Chora dziewczynka”, „Melancholia”, „Zazdrość” coś z nocnym niebem… Wszystko za sprawą niezrównanego Andrzeja Osęki, którego książki w latach osiemdziesiątych wprowadzały mnie w świat sztuki… ale z tego co pamiętam z dwóch tomów o Munchu przeczytałem tylko jeden, a i to na siłę.

Czytaj dalej „Fryz życia”

Czas Kultury!


Epidemia COVID 19 to kryzys strachu, zdrowia, ekonomii… i kryzys wspólnoty. Ze strachem daliśmy sobie radę jak zawsze – oswoiliśmy go w sobie, mając poczucie codziennej gry w rosyjską ruletkę. Niektórzy stosują wyparcie, niektórzy wisielczy humor, niektórzy złość i agresję, a część z nas próbuje racjonalności, która w konfrontacji z rzeczywistością bardziej przypomina sen wariata. Pieniądz i praca tańczy kontredansa z polityką, jednocześnie załatwiając interesy na lewo bez oglądania się na „państwo bezprawia”. Medycyna robi swoje – mamy szczepionkę, ćwiczymy procedury, budżet państwa łatamy prywatnymi pieniędzmi, opłacając prywatne lecznictwo, wymierają najsłabsi… 

Świat stanął w chaosie, w którym do miłoszowego „pomieszania dobrego i złego” dokładamy się wszyscy. Wspólnota do tej pory podzielona na zacementowane wrogie walczące plemiona, zaczyna próchnieć i zwyczajnie się rozpada. Już nawet złość się wypala i polityczne igrzyska nie są w stanie przykryć epidemicznego pobojowiska. Czujemy smutek po umierających, depresję bezradności, beznadzieję planów, rosnący w nas bunt przeciwko rzeczom, których zdefiniować nie potrafimy… U drzwi stanął społeczny kryzys autorytetów, wspólnoty, tożsamości. Musimy od nowa zbudować katalogi wartości i wizję świta, w jakim żyjemy. Z tej perspektywy polityka to infantylne gry, gdzie naklejki z nazwami partii politycznych zaczynają zwyczajnie irytować. Problemem nie są problemy, ale zanikająca energia społeczna i brak indywidualnych motywacji by je rozwiązywać. Istnienie nielicznych grup którym jeszcze cokolwiek chce się chcieć, tylko wyostrza obraz rozlewającej się apatii i atomizacji społecznej.

Czułem się już tak raz w życiu w latach 1985-88 tuż po stanie wojennym. Powszechne „urządzanie się w dupie”, cynizm, rezygnacja… Wtedy ratunek przyszedł przez Kulturę. „Drugi obieg” literatury, przemyt amatorsko tłumaczonych kaset video, polska fala rocka, kultura studencka, pieśni bardów, kabaretowe zmagania z cenzurą i gra z inteligencją odbiorców, manewry symboliczne od solidarycy po Pomarańczową Alternatywę… Nie potrzebowaliśmy polityki bo niósł nas śmiech, wzruszenie, autentycznie odczuwany patos codzienności…

I teraz też POTRZEBUJEMY KULTURY JAK POWIETRZA! Nie tej pomylonej z tanią rozrywką i propagandą. Nie tej od igrzysk i durnowatych „formatów telewizyjnych”. Kultury szytej na naszą miarę, a więc także często prostej w formie, ale obowiązkowo głębokiej w treści. Potrzebujemy konfrontacji pism świętych kultury i obrazoburczych manifestów czynionych w słowie, muzyce, obrazie, ruchu. W kulturze sensualnej i wirtualnej. Potrzebujemy pomieszania starego i nowego. Potrzebujemy animatorów kultury nie od malowania buziek, ale od malowania znaczeń. Artystów nie „realizujących projekty”, ale znowu: komponujących, piszących poezję, prozę i dramaty, malujących obrazy, tworzących inscenizacje i nadających znaczenie choreografii wychodzącej poza estetykę ruchu. Potrzebujemy Kultury uczącej, dialogicznej, zbuntowanej. Potrzebujemy kultury uniwersalnej, która umie opowiadać o tym, co nas dotknęło. Pozwoli „przyznać, opłakać, zapomnieć” z jednej strony, a z drugiej będzie szczepionką na kolejne nieuniknione kryzysy. 

Potrzebujemy też KULTURY LOKALNEJ, która nie ogląda się na „Warszawę” i ”Kraków”, ale przegląda lokalne garaże, kanciapy szkolne, scenki dusznych pubów, mieszkania i pracownie artystów… Przegląda, wyciąga i puszcza w obieg… i wymienia, wymienia, wymienia! Z powiatem zza miedzy, dużymi miastami, Europą, resztą świata. Bo można! Bo sieć, bo glokalność, bo młode pokolenia znające języki i nie mające prowincjonalnych kompleksów. To nie są czasy na oszczędzanie na kulturze. To nie są czasy urządzania czwartego sortu partyjnych „kadr” na „kulturalnych posadkach”. To nie są czasy na zblazowanych i wypalonych instruktorów i dyrektorów placówek traktujących lokalną instytucję kultury jako polityczną trampolinę. To czas inwestowania w kulturę! To czas animatorów kultury pełnych zaangażowania, z charyzmą, poczuciem misji, przychodzących do pracy z wypiekami na twarzy. To czas, aby zacząć ich wynagradzać stosownie do roli, którą muszą spełnić. To czas na kulturalne pospolite ruszenie nauczycieli, liderów i radnych kształtujących świadomie lokalne polityki kultury – wspólnie, bez względu na polityczne rodowody.

Czy dostrzeżemy te wyzwania i zechcemy im sprostać? Nie wiem. Na razie jestem pesymistą. Kultura to wartość autoteliczna i nierozerwalnie związana z Człowiekiem, więc oczywiście poradzi sobie i bez polityki kulturalnej i jej instytucji. Ale z nimi byłoby naprawdę łatwiej wyjść z dołka w który wpadliśmy. Więc chcę zachować trochę nadziei i będę powtarzał do znudzenia:
To czas Koyaanisqatsi. Tylko przez Kulturę jesteśmy w stanie mądrze go przeżyć!

Krzyk pionka

Siedzę pod lasem, udaję że pracuję, udaję że odpoczywam… udaję…  Udaję sam przed sobą, bo próbuję nie myśleć, choć nie myśleć się nie da. O ludziach, którzy są i których nie ma, o sprawach, które się dzieją lub które zamarły, o tym, czy więcej w nas z demiurga, czy pionka przestawianego na szachownicy życia przez każdego, kto ma na to ochotę…

Czytaj dalej „Krzyk pionka”