Bełchatowska lista nieobecności

Myślę, że jako miasto kompletnie nie potrafimy wykorzystać wiedzy, autorytetu i sentymentu do swojej Małej Ojczyzny ludzi, którzy tu wyrośli. Nawet nie próbujemy czerpać z wiedzy i doświadczenia bełchatowianek i bełchatowian, którzy są „prorokami” w świecie, ale nigdy w mieście w którym wyrośli.

Czytaj dalej „Bełchatowska lista nieobecności”

Fryz życia

Niedawno zostałem pozdrowiony Edvardem Munchem. Nie to żebym nigdy nie znał tego co malował i kim był, tym niemniej była to wiedza bardzo powierzchowna. Ot, wiedziałem że urodził się prawie równo sto lat przede mną, że w roku moich urodzin otwarto jego muzeum, którego architekturę długi czas uważałem za porąbaną prawie tak jak sam malarz… Kojarzyłem jakichś kilka obrazów… „Krzyk„, „Chora dziewczynka”, „Melancholia”, „Zazdrość” coś z nocnym niebem… Wszystko za sprawą niezrównanego Andrzeja Osęki, którego książki w latach osiemdziesiątych wprowadzały mnie w świat sztuki… ale z tego co pamiętam z dwóch tomów o Munchu przeczytałem tylko jeden, a i to na siłę.

Czytaj dalej „Fryz życia”

CZAS KULTURY!


Epidemia COVID 19 to kryzys strachu, zdrowia, ekonomii… i kryzys wspólnoty. Ze strachem daliśmy sobie radę jak zawsze – oswoiliśmy go w sobie, mając poczucie codziennej gry w rosyjską ruletkę. Niektórzy stosują wyparcie, niektórzy wisielczy humor, niektórzy złość i agresję, a część z nas próbuje racjonalności, która w konfrontacji z rzeczywistością bardziej przypomina sen wariata. Pieniądz i praca tańczy kontredansa z polityką, jednocześnie załatwiając interesy na lewo bez oglądania się na „państwo bezprawia”. Medycyna robi swoje – mamy szczepionkę, ćwiczymy procedury, budżet państwa łatamy prywatnymi pieniędzmi, opłacając prywatne lecznictwo, wymierają najsłabsi… 

Świat stanął w chaosie, w którym do miłoszowego „pomieszania dobrego i złego” dokładamy się wszyscy. Wspólnota do tej pory podzielona na zacementowane wrogie walczące plemiona, zaczyna próchnieć i zwyczajnie się rozpada. Już nawet złość się wypala i polityczne igrzyska nie są w stanie przykryć epidemicznego pobojowiska. Czujemy smutek po umierających, depresję bezradności, beznadzieję planów, rosnący w nas bunt przeciwko rzeczom, których zdefiniować nie potrafimy… U drzwi stanął społeczny kryzys autorytetów, wspólnoty, tożsamości. Musimy od nowa zbudować katalogi wartości i wizję świta, w jakim żyjemy. Z tej perspektywy polityka to infantylne gry, gdzie naklejki z nazwami partii politycznych zaczynają zwyczajnie irytować. Problemem nie są problemy, ale zanikająca energia społeczna i brak indywidualnych motywacji by je rozwiązywać. Istnienie nielicznych grup którym jeszcze cokolwiek chce się chcieć, tylko wyostrza obraz rozlewającej się apatii i atomizacji społecznej.

Czułem się już tak raz w życiu w latach 1985-88 tuż po stanie wojennym. Powszechne „urządzanie się w dupie”, cynizm, rezygnacja… Wtedy ratunek przyszedł przez Kulturę. „Drugi obieg” literatury, przemyt amatorsko tłumaczonych kaset video, polska fala rocka, kultura studencka, pieśni bardów, kabaretowe zmagania z cenzurą i gra z inteligencją odbiorców, manewry symboliczne od solidarycy po Pomarańczową Alternatywę… Nie potrzebowaliśmy polityki bo niósł nas śmiech, wzruszenie, autentycznie odczuwany patos codzienności…

I teraz też POTRZEBUJEMY KULTURY JAK POWIETRZA! Nie tej pomylonej z tanią rozrywką i propagandą. Nie tej od igrzysk i durnowatych „formatów telewizyjnych”. Kultury szytej na naszą miarę, a więc także często prostej w formie, ale obowiązkowo głębokiej w treści. Potrzebujemy konfrontacji pism świętych kultury i obrazoburczych manifestów czynionych w słowie, muzyce, obrazie, ruchu. W kulturze sensualnej i wirtualnej. Potrzebujemy pomieszania starego i nowego. Potrzebujemy animatorów kultury nie od malowania buziek, ale od malowania znaczeń. Artystów nie „realizujących projekty”, ale znowu: komponujących, piszących poezję, prozę i dramaty, malujących obrazy, tworzących inscenizacje i nadających znaczenie choreografii wychodzącej poza estetykę ruchu. Potrzebujemy Kultury uczącej, dialogicznej, zbuntowanej. Potrzebujemy kultury uniwersalnej, która umie opowiadać o tym, co nas dotknęło. Pozwoli „przyznać, opłakać, zapomnieć” z jednej strony, a z drugiej będzie szczepionką na kolejne nieuniknione kryzysy. 

Potrzebujemy też KULTURY LOKALNEJ, która nie ogląda się na „Warszawę” i ”Kraków”, ale przegląda lokalne garaże, kanciapy szkolne, scenki dusznych pubów, mieszkania i pracownie artystów… Przegląda, wyciąga i puszcza w obieg… i wymienia, wymienia, wymienia! Z powiatem zza miedzy, dużymi miastami, Europą, resztą świata. Bo można! Bo sieć, bo glokalność, bo młode pokolenia znające języki i nie mające prowincjonalnych kompleksów. To nie są czasy na oszczędzanie na kulturze. To nie są czasy urządzania czwartego sortu partyjnych „kadr” na „kulturalnych posadkach”. To nie są czasy na zblazowanych i wypalonych instruktorów i dyrektorów placówek traktujących lokalną instytucję kultury jako polityczną trampolinę. To czas inwestowania w kulturę! To czas animatorów kultury pełnych zaangażowania, z charyzmą, poczuciem misji, przychodzących do pracy z wypiekami na twarzy. To czas, aby zacząć ich wynagradzać stosownie do roli, którą muszą spełnić. To czas na kulturalne pospolite ruszenie nauczycieli, liderów i radnych kształtujących świadomie lokalne polityki kultury – wspólnie, bez względu na polityczne rodowody.

Czy dostrzeżemy te wyzwania i zechcemy im sprostać? Nie wiem. Na razie jestem pesymistą. Kultura to wartość autoteliczna i nierozerwalnie związana z Człowiekiem, więc oczywiście poradzi sobie i bez polityki kulturalnej i jej instytucji. Ale z nimi byłoby naprawdę łatwiej wyjść z dołka w który wpadliśmy. Więc chcę zachować trochę nadziei i będę powtarzał do znudzenia:
To czas Koyaanisqatsi. Tylko przez Kulturę jesteśmy w stanie mądrze go przeżyć!

Krzyk pionka

Siedzę pod lasem, udaję że pracuję, udaję że odpoczywam… udaję…  Udaję sam przed sobą, bo próbuję nie myśleć, choć nie myśleć się nie da. O ludziach, którzy są i których nie ma, o sprawach, które się dzieją lub które zamarły, o tym, czy więcej w nas z demiurga, czy pionka przestawianego na szachownicy życia przez każdego, kto ma na to ochotę…

Czytaj dalej „Krzyk pionka”

Kod Kultury – manewry osobiste

Podobno mój kod kultury jest obcy. Stwierdziła tak telewizja „publiczna”, dorzucając to określenie do katalogu insynuacji i obelg, którymi od kilku lat władza w Polsce zwykła obrzucać inaczej myślących obywateli. Pies ich trącał – trzeba czegoś więcej niż wypociny propagandowych cyngli żeby mnie obrazić… Ale do myślenia mi dali!

Czytaj dalej „Kod Kultury – manewry osobiste”

Halfway Festiwal 2019… i okolice

Pomysł, żeby wakacje spędzić w małych kawałkach, ale na festiwalach, w miejscach, gdzie wolna myśl i kolorowi ludzie, sprawdził się na starcie wyjątkowo dobrze. Trzy fantastyczne dni w Białymstoku na Halfway Festiwal – nawet w drodze się działo. Będę o różnych rzeczach pisał szerzej, ale żeby Was zachęcić do tej formy spędzania czasu, kilka spraw, które się zdarzyły w Białym:

Czytaj dalej „Halfway Festiwal 2019… i okolice”

Per analogiam

Tomek Ignalski jest wieloletnim animatorem kultury, dyrektorem instytucji kultury na Śląsku, edukatorem, wykładowcą, artystą muzykiem, CALowiczem…
W gorącym czasie strajku nauczycieli wrzucił na Facebooku tekst, który nie powinien zostać przygnieciony lawiną kolejnych postów. Wrzuć i sobie pojechał. Więc ja bez jego wiedzy i zgody, publikuję go poniżej, bez redakcji i korekty. Mam nadzieję, że w imię łączącej nas przyjaźni nie urwie mi łba jak wróci. 😉

Czytaj dalej „Per analogiam”

„O czym?” czyli mimo wszystko o Kulturze w moim mieście

Po wyjątkowo długiej majówce, rozmowach, obserwacjach, doświadczaniu lokalności (zostałem na ten tydzień w domu) itd, wezbrała we mnie irytacja. Irytacja i gorzka refleksja, że kultura w Bełchatowie się zwija. Proces trwa od lat, ale ostatnia kadencja samorządu  przyniosła już zupełną smutę.
Na początek anegdota związana z tytułem:

Czytaj dalej „„O czym?” czyli mimo wszystko o Kulturze w moim mieście”

Moje memento 2017

Kończy się rok 2017. Za pasem Święta. Rok najtrudniejszy dla Polski i wielu Polaków od 27 lat. To co zaczęło się jako narodowe pęknięcie polityczne, przeszło w stracie kulturowe, a może i cywilizacyjne. To rozdarcie zdominuje życie w Polsce przez co najmniej kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat… i to niezależnie od wyników kolejnych wyborów. Wiem, że definiowany przez obecną władzę jako „drugi sort”, „Targowicę”, „lewak” (to w moim przypadku szczególnie idiotyczne), „lump polityczny” itd. itp. nie zgodzę się na żadne ustępstwa i negocjowanie mojego świata wartości. Kolejne obelgi tylko mnie zdeterminują do różnych form odmowy i oporu. Nie ma i nie będzie dialogu między zwaśnionymi plemionami. Czy tak można żyć? Można. Czytaj dalej „Moje memento 2017”