Koniec seansu w kinie „Życie”

Zmarł Janek Wieczorkiewicz – wieloletni bełchatowski kinooperator. Ludzie odchodzą naturalną koleją rzeczy. Czasem jednak rodzi się w nas potrzeba świadectwa o tym, jak zupełnie zwyczajni ludzie powodują zmianę trajektorii naszego życia. I Jankowi takie wspomnienie ode mnie się należy.

Nie byliśmy przyjaciółmi. Nie to pokolenie, nie ten charakter, nie te zainteresowania, nie te kręgi towarzyskie… Byliśmy dobrymi kolegami. Ja Janka bardzo lubiłem, co nie było niczym nadzwyczajnym, bo po prawdzie nie spotkałem nigdy człowieka, który by go nie lubił.

Poznałem go, gdy wróciłem do Bełchatowa po studiach – był jednym z dwóch operatorów kinowych w ówczesnym kinie „Pokój”. Zbliżyły nas dwie rzeczy – harcerska przeszłość i kino. Harcerstwo, bo mieliśmy wspólnych znajomych i wspomnienia ognisk harcerskich. Janek był ze „starych” instruktorów i grał na akordeonie, ja z „młodych”i grałem na gitarze. Ten podział harcerskiego świata na akordeon i gitarę był jakoś symboliczny, bo zanurzony w kulturze.

Kino, bo było obecne w moim życiu od dzieciństwa. Babcia była w kinie kasjerką, jako dziecko bawiłem się plakatami i kawałkami celuloidowej taśmy pozostałymi po sklejaniu zerwanych filmów, bawiłem się w chowanego w kinie między rzędami foteli….

Ale to Janek odkrył przede mną alchemię kabiny operatorskiej. Nauczył, jak sklejać filmy, jak obsługiwać projektory, jak przewijać taśmę, pomógł kupić pierwsze KNy, podpowiadał, jak sobie radzić z częściami zamiennymi do nich, wyjaśniał znaczenie tajnych operatorskich znaków w rogu ekranu… I dzięki niemu, przez kilka lat byłem operatorem kinowym bez uprawnień, pokazując po partyzancku wielu ludziom wiele filmów. Doświadczenie dla mnie bardzo ważne.

Siedząc tak z Jankiem w kabinie w trakcie seansów i po nich, gadając, spotykając ludzi z domu kultury, a bywało czasem, pijąc zacny alkohol, poznawałem świat „kultury powiatowej”. A Janek znał ten świat jak mało kto!

Bo Janek był Człowiekiem Kultury. Począwszy od kultury osobistej, nieustanej dbałości o wygląd. Wiecznie zawstydzał mnie gładko wygoloną twarzą, wyprasowaną koszulą i spodniami, wyczyszczonymi butami… To nie był mój styl czy gust i wtedy nawet mnie trochą bawiła ta zadbana fryzura z przedziałkiem domagająca się, aby mieć stale grzebień przy sobie… Ale z czasem zrozumiałem, że bycie abnegatem pracując w kulturze, jest dla wielu ludzi z zewnątrz jakimś dysonansem poznawczym. Janek w taki dysonans nikogo nie wprawiał.

Mógł przyjść do pracy, puścić film i wracać do domu… Ale MOK to był jego drugi dom. Bo Janek był muzykiem. I tak jak nie przepadam za twórczością amatorską, tak On był dla mnie symbolem Artysty Amatora. Grał w kapeli ludowo-podwórkowej, nie odmawiał grania w towarzystwie i „z okazji”… jego sztuka była sztuką użytkową cieszącą i jego i ludzi dla których grał.
Jeśli jest jakiś sens w zabiegach lokalnych instytucji kultury, to właśnie, aby ludzie żyli także jako twórcy na swoją miarę – z pędzlem, piórem lub jak Janek z akordeonem.

Tak się składa, że gdy piszę te słowa, jestem jednocześnie uwikłany w pracę nad zmianami systemu animacji kulturalnej w Polsce. Śmierć Janka przypomniała mi, że ludzie „drugiej linii” w domach kultury jak Janek Wieczorkiewicz czy niedawno zmarły Stasiu Lewandowski, czyli obsługa techniczna, kierowcy, księgowe, kasjerki… to często filary lokalnych instytucji kultury. Bywa, że są istotniejszymi wizytówkami swoich instytucji, niż ich dyrektorzy czy „pracownicy merytoryczni”. I myślę, że dla nich powinno się znaleźć miejsce na pamięć w instytucjach, w których nie tylko pracowali, ale także żyli.

W korytarzach tuż przed wejściem na salę kinową jest dość miejsca na portrety np. byłych operatorów. Gdy chodziliśmy „do kina”, licząc na pierwsze dotknięcie dłoni czy pierwszy pocałunek „po kinie”, zawdzięczaliśmy tyle samo Jankowi Wieczorkiewiczowi, co Andrzejowi Wajdzie. Bo tytuł filmu był drugorzędny, a ważne było Kino i jego Gospodarze.

Jan Wieczorkiewicz – operator kinowy, muzyk, człowiek Kultury…

Mówi się, że nasze życie jest jak teatr. Myślę, że częściej bywa kinem.
Janek Wieczorkiewicz właśnie zakończył swoją projekcję w Kinie „Życie”.
To był bardzo dobry seans!

+1
37
+1
0

Jeden komentarz do “Koniec seansu w kinie „Życie””

  1. Kiedy w styczniu 1992 roku obejmowałem stanowisko Dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury miałem już za sobą czternaście lat pracy w domu kultury „Bawełnianki” a niemożliwą byłaby sytuacja, żeby tego rodzaju instytucje nie współpracowały ze sobą wzajemnie się uzupełniając, dla dobra mieszkańców, wtedy jeszcze niewielkiego miasta. Znałem więc wszystkich pracowników MOK-u oni znali mnie. Istotnie potwierdzam starannie wygoloną twarz Janeczka zwieńczoną fryzurą z idealnym przedziałkiem. Myśmy Jacku całe życie nosili brody więc …
    Sumienny pracownik ze smykałką do obsługi projektorów filmowych ale tych na taśmę a nie 0dtwarzaczy cyfrowych. Taki projektor to miał duszę a Janeczek z tą duszą, potrafił rozmawiać. Jeszcze jeden przedmiot ożywał w rękach Janeczka i zaczynał mówić, ba nawet śpiewać. Była to jego „fisarmonica ” harmonia czy akordeon, nie ważne, ważne, że potrafili gadać ze sobą. Umiejętność tą wykorzystywał Janeczek grając w kapeli „No i jeszcze coś”.
    Taki był Janeczek : słowny, sumienny, obowiązkowy, szarmancki wobec pań, stający w obronie pokrzywdzonych, „dusza” towarzystwa w sytuacjach imprezowych.
    Panie Janeczku poloneza czas zaczynać, chyba że tam gdzie jesteś, też gra się i tańczy chodzonego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *