Warto rozmawiać ze swoimi dziećmi. Zwłaszcza gdy mają 25 lat, znają świetnie język angielski i są zanurzeni w sprawach kultury sieci.
Od ćwierć wieku zajmuję się mechaniką aktywności społecznej, budowaniem kapitału społecznego, przeciwdziałaniem wykluczeniom różnego typu, atomizacji młodego pokolenia i samotności seniorów… Poznając wyzwania i problemy z tym związane, wizja potencjalnych rozwiązań stale się komplikowała. Teorie, pojęcia, metody, modele interwencji…
I oto w rozmowie z moim młodszym synem, z którym zastanawialiśmy się nad tym, co jest powodem problemów jego pokolenia w budowaniu relacji społecznych, użył dwa czy trzy razy pojęcia „trzecie miejsca”. Pytając za którymś razem, czy dobrze tłumaczy angielskie/amerykańskie określenie „third places”, wstawił mój ojcowski autorytet na szwank. Pewnie są ludzie w Polsce, dla których to określenie jest znane, ale ze wstydem przyznaję, że ja nie wiedziałem, jak je skojarzyć. Poprosiłem o wyjaśnienia w jakim kontekście używa tego określenia. Pierwsze miejsce to dom. Drugie to praca. A trzecie to… trzecie miejsca.
Piotrek studiuje i pracuje jako korpoludek w banku. Twierdzi, że mieszkanie na wsi i praca w kulturze organizacyjnej, która utrudnia naturalne kontakty (praca online, komunikacja poddana sztywnym procedurom, ale także przez lęk o ewentualne oskarżenia o mobbing czy molestowanie) to nie są warunki do poznawania nowych ludzi i budowania z nimi relacji. Pozostają mu właśnie owe trzecie miejsca.
Pojęcie, dla niego jest tak oczywiste, że nigdy nie dociekał jego źródła pochodzenia. Przyszło mi szukać na własną rękę. I tak trafiłem na Raya Oldenburga, jego książkę oraz teorię trzecich miejsc.
Ray Oldenburg, w 1989 roku opublikował książkę „The Great Good Place”. Praca ta, choć nie doczekała się tłumaczenia na język polski, wciąż zyskuje na aktualności, a sama koncepcja trzecich miejsc jest moim zdaniem atrakcyjna nie tylko dla urbanistów czy socjologów, ale także dla praktyków zmiany społecznej – animatorów społecznych i kulturalnych czy organizatorów społeczności lokalnych.
Tłumaczę sobie kawałkami i jestem w trakcie lektury. Ale po szybkim przeglądzie i tym co już przeczytałem, w pełni podzielam cytat z recenzji New York Times Book Review:
„Wielką wartością tej książki jest to, że pan Oldenburg dał nam nowy, wnikliwy i niezwykle przydatny sposób patrzenia na znany problem…”
Czym są trzecie miejsca?
Oldenburg definiuje trzecie miejsca jako neutralne przestrzenie publiczne, które nie są ani domem (pierwsza przestrzeń), ani miejscem pracy (druga przestrzeń). To miejsca, które mają służyć budowaniu społecznych relacji – mogą to być kawiarnie, parki, biblioteki, bary, a nawet salony fryzjerskie. Słowem, wszelkie miejsca, gdzie można wpaść na chwilę, spotkać znajomych lub poznać nowych ludzi, zrelaksować się i nawiązać spontaniczne interakcje.
Brzmi prosto? I tak, i nie. To właśnie prostota tej koncepcji kryje za sobą klucz do zrozumienia, dlaczego trzecie miejsca są tak istotne. Oldenburg twierdzi, że to właśnie w tych miejscach tkwi siła kapitału społecznego – sieci relacji, które pomagają budować zaufanie, wspólnotę i poczucie przynależności. Ludzie spotykają się tam, by rozmawiać, wymieniać pomysły, dzielić się doświadczeniami – a wszystko to w atmosferze wolnej od formalnych zobowiązań.
Dlaczego trzecie miejsca są tak istotne?
Oldenburg ostrzega, że współczesny świat – zwłaszcza społeczeństwa zachodnie, takie jak USA, ale w mojej opinii także w Polsce – odchodzi od idei trzecich miejsc. Suburbanizacja, rozrost centrów handlowych, a także komercjalizacja przestrzeni publicznych prowadzą do zaniku tych neutralnych przestrzeni, gdzie można po prostu „być”. A skutki tego są odczuwalne – osłabienie więzi społecznych, wzrost izolacji, a w efekcie coraz mniejsze poczucie wspólnoty. Widzimy to na każdym kroku, choć rzadko zdajemy sobie sprawę z przyczyny.
Oldenburg w swojej książce opisuje trzecie miejsca jako przestrzenie, które poziomują status społeczny – są dostępne dla wszystkich, niezależnie od majątku czy pozycji zawodowej. To w nich toczy się prawdziwe, codzienne życie społeczne, które wzmacnia demokrację, tworzy nawyki publicznej interakcji i wspiera psychiczne zdrowie jednostek. Brzmi jak utopia? Być może, ale to właśnie te „małe utopie” przyczyniają się do tego, że społeczeństwo funkcjonuje lepiej.
Książka, która zainspirowała społeczności… i mnie
Ray Oldenburg nie poprzestał jednak na jednej książce. W roku 2000 wydał kolejną pozycję, zatytułowaną „Celebrating the Third Place”, w której dzieli się inspirującymi przykładami i historiami związanymi z trzecimi miejscami w różnych częściach świata. Można z niej się dowiedzieć, jak te przestrzenie funkcjonują, jakie mają znaczenie dla lokalnych społeczności i jak można je skutecznie tworzyć. Jej poszukiwania i lektura dopiero przede mną, a tych kilka słów napisałem w oparciu o recenzje, które znalazłem w sieci.
Obie książki Oldenburga są hołdem dla spotkania i społecznej siły miejsc spotkań, które, choć mogą wydawać się błahe, mają nieocenione znaczenie dla witalności naszych społeczności. Przestrzenie te pełnią funkcję katalizatora integracji społecznej, budując mosty między różnymi grupami społecznymi, a także przeciwdziałają samotności i wykluczeniu.
Kryzys trzecich miejsc
Jednak jak to często bywa, koncepcja Oldenburga nie jest wolna od wyzwań. Kryzys trzecich miejsc to nie tylko kwestia urbanistycznych zmian, ale także digitalizacji naszego życia. Coraz więcej interakcji przenosi się do przestrzeni wirtualnej, co prowadzi do pytania: czy w cyfrowym świecie wciąż potrzebujemy fizycznych trzecich miejsc? Oldenburg zdaje się być ostrożnym w tej kwestii, wskazując, że choć technologia może łączyć ludzi, to nic nie zastąpi fizycznej obecności i bliskości, jakie oferują trzecie miejsca. To ostatnie, nawiasem mówiąc, okazało się oczywistością w naszej rozmowie, nie tylko dla mnie, ale i dla mojego syna ukształtowanego przez sieć.
Współczesny świat wymaga refleksji nad tym, gdzie i jak chcemy spotykać się z innymi. Czy trzecie miejsca przetrwają w erze cyfrowej? A może musimy zacząć od nowa, odbudowując to, co zostało zaniedbane? To pytania, na które musimy szukać odpowiedzi, zanim całkowicie zapomnimy, jak to jest po prostu być razem.
A jeśli odpowiemy twierdząco na pytanie o potrzebę tworzenia i istnienia nowych miejsc, to jaką powinny mieć formę, abyśmy wszyscy chcieli w nich bywać?
Teoria Oldenburga o trzecich miejscach to przypomnienie, że życie społeczne to nie tylko praca i dom. To przestrzenie między tymi dwoma biegunami – miejsca, które dają nam oddech, możliwość interakcji i budowania więzi. Bez trzecich miejsc nasze społeczeństwa tracą na dynamice, a my – jako jednostki – stajemy się coraz bardziej samotni w tłumie.
Dla mnie, człowieka z Centrum Aktywności Lokalnych, MALi, świetlic wiejskich itd., to oczywiste. To, co jest dla mnie, jest inspirujące u Oldenburga, to to, że trzecie miejsca nie muszą być wcale tworzone przez system pomocy społecznej i inne instytucje państwa, a nawet NGO. Podpaliłem się do myśli, że mogą one mieć charakter prywatnych biznesów czy zupełnie nieformalnych inicjatyw obywatelskich.
Zamarzyła mi się polska KOALICJA TRZECICH MIEJSC, która będzie się starała nasycić nasze społeczności miejscami SPOTKANIA. I jeśli istnieje najgłębszy sens trójsektorowej współpracy, to ta idea, aż się o nią prosi na każdym poziomie.
Na razie czytam i jestem zachwycony prostotą tej idei. Ale wszystko wskazuje na to, że praktyczny ciąg dalszy u mnie nastąpi.
Dla mnie to jest to zbyt proste, zbyt ładnie brzmi… Czy takim samym „trzecim miejscem” jest kościół i salka parafialna bractwa religijnego, dom kultury i zajęcia grupy teatralnej, kino i DKF? Niby to samo, ale… Nieformalne relacje kuszą, ale i… oddalają. Grupa aktywistów i organizacja pozarządowa (ale ta oparta na relacjach nie grantach) – jak chwilowa aktywność kilku osób (dumnie nazywająca się ruchem) ma się do wspólnego budowania w perspektywie nie jednej akcji ale prawdziwej zmiany społecznej. To prawda, że rewolucje rodziły się w kawiarniach, ale… tylko wtedy gdy były więcej niż kawiarniami. Gospody cechowe, w których zaczynał się nie jeden bunt, a w końcu masoneria. Café de la Régence, gdzie spotykali się encyklopedyści i rewolucjoniści Rewolucji Francuskiej… Nie chodzi o to by samotnie grać w kręgle czy w bingo. Podstawą pierwszej Solidarności były zakłady pracy, wiele się działo – szczególnie w czasach opresji – w zaciszach domów prywatnych. Miejsce nie zastąpi chęci, czasem chęć zdobycia wspólnego miejsca (tak powstawały domy ludowe, które zastąpiono później publicznymi domami kultury) dawały tę chęć, która teraz zastępowana jest często zwykłą konsumpcją, choć zaspokajającą niematerialne potrzeby 😉 To tak jak z apelem o czytanie – samo czytanie może być w wielu wypadkach problemem. Nie jest bowiem wszystko jedno co się czyta.
Piotr, pytasz:”Czy takim samym „trzecim miejscem” jest kościół i salka parafialna bractwa religijnego, dom kultury i zajęcia grupy teatralnej, kino i DKF?”. Moim zdaniem są TYMI SAMYMI ale nie TAKIMI SAMYMI trzecimi miejscami. Rozumiem i podzielam twoje niepokoje związane nadmiernym uogólnianiem/upraszczaniem widzenia świata. Z drugiej strony uważam, że w wielu środowiskach nadmiernie przekombinowaliśmy wizję zmiany społecznej.
Myślę, że brzytwa Ockhama to naprawdę przydatne „narzędzie” i w tej sprawie także może okazać się skuteczne. Ale na razie wgryzam się w temat więc nie wiem czy podzielam własne zdanie. 😉
Tak czy inaczej dzięki, że podzieliłeś się refleksją, a jeśli temat Cię zainteresował – będę Cię informował czy ciąg dalszy następuje.
. . . gdy po akademicku, acz pospiesznie i powierzchownie tropię interesującą „teorię trzeciego miejsca”, to wtymże „3.miejscu” może / musi (?) się zmieścić „cały człowiek” . . . i z jego wiedzą, i z jego emocjami, i z jego pasjami , i z jego fizycznością, i z jego niedostatkami, i …………i.t.d. . . . parafrazując : wszystko w trzecim . . . .a.j.t.
Jeju, pierwszy raz słyszę o pojęciu Trzecich Miejsc, ale właśnie tego określenia od dawna poszukiwałam. 🧡
W mojej głowie od lat tlił się pomysł stworzenia właśnie takiego miejsca: trochę domu kultury, trochę centrum aktywności lokalnej, trochę przestrzeni coworkingowej z salkami do spotkań i szkoleń, warsztatów, działań kreatywnych, ze strefami relaksu i odbodźcowania. Ale także z kawiarnią ☕, restauracją 🍽 i biblioteką 📚 oraz jakimś miejscem do spania, np. dla artystów-rezydentów 🎨 czy odwiedzających nas gości, trenerów i na sytuacje awaryjne. 🛏
To miejsce w moim wyobrażeniu jest taką bezpieczną przestrzenią dla każdej osoby: miejscem dostępnym architektonicznie i odpowiedzialnym społecznie, ekologicznym 🌿 i funkcjonującym w zgodzie z celami zrównoważonego rozwoju. Miejscem, w którym wszyscy akceptują i stosują w praktyce wypracowane wspólnie zasady bezpiecznej przestrzeni, miejscem otwartym dla każdego: dla starszych 👵 i młodszych 👶, lokalsów i przyjezdnych, osób queer 🏳️🌈, osób z niepełnosprawnościami ♿, w kryzysach zdrowia psychicznego 🧠, kryzysach ubóstwa i bezdomności 🏚, osób uzależnionych i wszystkich osób z jakiegoś powodu wykluczonych społecznie.
Ta idea miejsca rozwoju, animacji, kultury, działalności społecznej ale i odpoczynku jest jeszcze bardzo daleka. Moje marzenie, moja utopia, mój cel. Może z pomocą dobrych ludzi uda się go zrealizować. ✨
Tymczasem będę się starać o grant na projekt, który będzie trochę wersją testową tego marzenia: w mniejszej skali, hybrydowo w mojej społeczności lokalnej i w przestrzeniach internetowych. Trzymajcie za mnie kciuki. 🤞
Najbliżej idei tego trzeciego miejsca jest dla mnie Barbara, siedziba Wrocławskiego Instytutu Kultury. To moja bezpieczna przestrzeń, oprócz domu chyba nigdzie nie czuję się lepiej niż tam. 🏠
Jestem ciekawa, jakie są Wasze ulubione trzecie miejsca. Dajcie znać! 👇