Od Bełchatowa do Kijowa jest 11 godzin jazdy samochodem. Bylem tam kilka razy w życiu. Bylem na Majdanie. Byłem też we Lwowie, Odessie, Kirowogradzie, Dniepropietrowsku, Symferopolu, Jałcie… Mieszka tam niewielkie grono moich znajomych i przyjaciół. Moja mama urodziła się w Kowlu, a UPA i dramaty polsko-ukraińskich relacji (w tym miłości, nienawiści, małżeństw itd) to ważny fragment moich rodzinnych historii. Na te historie osobiste nakładają się historie powszechne państw, w którym przyszło nam żyć w ostatnich latach – Polski, Ukrainy, ZSRR, Rosji… Na to co teraz dzieje się na Krymie i szerzej w Ukrainie zwykło się patrzeć przez pryzmat polityki, ekonomii i historii powszechnych właśnie. Wszędzie „strefy wpływów”, „scenariusze”, „teorie spiskowe”… Patrzę, słucham, czytam… I myślę, że stanowczo nie docenia się historii osobistych i ich roli w tym co się stało i co dziać się jeszcze będzie. Upodlenia, nienawiści, śmierci nie da się ominąć. Można oczywiście przygiąć ludziom karki używając siły lub pieniądza, ale rachunki krwi mają bardzo długie terminy ważności. Niezależnie co stanie się z Krymem, czy z innymi dużymi fragmentami Ukrainy, to tak czy inaczej Putin właśnie zabił mit „braterstwa narodów” Ukrainy i Rosji. Bandera odnosi zwycięstwo zza grobu – miał rację co do Rosji. Stając po stronie Janukowycza, wbijając nóż w plecy osłabionemu państwu Putin, a z nim cała Rosja staje się kimś gorszym niż wróg – staje się bratobójcą. Tego zapomnieć nie sposób… a jeśli nawet to możliwe, oznacza że jeśli pamięć o ludziach którzy zostali zabici na Majdanie „zabliźni się błoną podłości” to naród taki nie zasługuje na niepodległą przyszłość. Ale znając nawet bardzo pobieżnie Ukrainę – wiem że tak się nie stanie! Ci którzy straszą „ukraińskimi rezunami” i ukraińskim nacjonalizmem – ignorują fakt, że historia wywinęła kozła i że dziś Polska stoi w jednym szeregu z Niemcami, a te z resztą nowoczesnej Europy. Nie cieszy mnie fakt tryumfu ideologicznego Bandery, bo w imię jego filozofii wyrzynano Polaków, bo przyszłość widziano u boku nazistowskich Niemiec… Ukraińcom zostawiam ich rozrachunki z przeszłością. Polakom prawo wspominania dawnych ofiar i prawo do szukania sprawiedliwości dziejowej. Tylko czy na pewno zabitych w ostatnich miesiącach na Majdanie mamy dorzucać na szalę naszych wzajemnych historycznych porachunków? Czy nieistotne jest kto przelewa ich krew, a może przelać także naszą? Czy bez znaczenia jest fakt jak to wpłynie, nie na wspominanie naszych dziadków, ale na przyszłość naszych dzieci i wnuków? Nie myślałem, że dożyję czasów gdy będę musiał używać tak górnolotnych fraz. Ale historia nie umarła. Cwany KGBista może grać narodami jak pionkami, a na końcu zamiast map milionów kilometrów kwadratowych ziemi, zostają klepsydr wskazujące spłachetki grobów. Tyle, że pamięć o klepsydrach bywa równie silna, a często silniejsza od pamięci o mapach. I często ich siła ujawnia się w najmniej oczekiwanym momencie. Czy to osobiste widzenie historii czegoś uczy o relacjach między narodami? Myślę, że tak. Bo jeśli stoisz na brzegu rzeki i tuż obok Ciebie tonie człowiek, to elementarna przyzwoitość i szczypta odwagi podpowie Ci co masz robić. I z całą pewnością nie zaczniesz od pytania czy topielec kogoś zabił, zgwałcił czy dochowywał nakazanych postów… Odległość 11 godzin jazdy samochodem to stanie na brzegu historii. W jej nurtach tonie naród. „Jeśli nie wiesz jak się zachować, na wszelki wypadek zachowaj się przyzwoicie”. A jeśli Cię na to nie stać, albo nie masz na to ochoty, nie przykrywaj tego straszeniem o tym co zrobi topielec jak go wyciągniemy. Bo jeśli nawet okaże się, że masz rację, to wybierając ten moment na osobiste porachunki – karlejesz duchowo. Kupczenie „interesami” nie wytrzyma konfrontacji z tymi, którzy oddali życie za wartości i nam podobno bliskie!