Wróciłem z USA. Do mojego życiowego credo wyśpiewanego przez Andrusa: „Piłem w Spale, spałem w Pile” mogę dopisać – jadłem hot doga „z polską kiełbasą” w Chicago… „i to jak na razie tyle’! 😉 Jak widać dorobek życia wzrósł mi z tytułu wyjazdu niepomiernie. A dokładnie to 6 kg w 2 tygodnie! :/
Ponieważ wszyscy (jedni z prawdziwego zainteresowania, inni z grzeczności, jeszcze inni dla jaj… tak czy inaczej – WSZYSCY) pytają mnie „Jak było?” odpowiadam:
– Byłem u SWOICH. W zbyt głębokim ekshibicjonizmie, który czasami się ludziom przydarza w internecie widzę sporą niestosowność więc pozwólcie, że o bliskich będzie niewiele. Może tylko powiem tak: warto przelecieć raz na jakiś czas pół świata żeby po raz kolejny poczuć dumę, że się ma świetnego, mądrego brata który z żoną potrafił stworzyć cudowną Rodzinę i wspaniały otwarty Dom! Jeśli możecie sobie wyobrazić idealną dwutygodniową gościnę „przy rodzinie” to tak właśnie było. Mimo moich oporów, piszę o tym dlatego, że cała reszta z tej wizyty była przepuszczona przez filtr przyjaźni i serdeczności nie tylko ze strony moich bliskich ale i ich przyjaciół i znajomych! Bez tego, cała Ameryka wyglądałaby pewnie inaczej.
– Zachwycenia naturą są we mnie obecne zawsze. Ja się wzruszam nawet gdy przyjeżdżam do Ustrzyk Górnych po raz tysiąc pięćset pięćdziesiąty piąty. Gdyby nie silne środki uspokajające w postaci meksykańskiej tequili, na pustyni w Nevadzie, u podnóża Gór Skalistych, nad Wielkim Kanionem czy na brzegu jeziora Michigan płakałbym jak bóbr! To piękny kraj, a właściwie kontynent i Ziemia ma tam wiele twarzy które naprawdę warto zobaczyć.
– Wyjeżdżałem obrażony na USA za upokarzające wizowe idiotyzmy. Złość dopadła mnie w dwugodzinnej kolejce do tępego urzędnika imigracyjnego w dość obskurnym korytarzyku na lotnisku w Chicago. Ironia towarzyszyła wielu obserwacjom dnia codziennego amerykańskiej ulicy. Było też miłe zaskoczenie codzienną uprzejmością i uśmiechem. Przyjemne uczucie bezpieczeństwa. Podziw dla radości z wiary i sympatii do innych… W sumie przywiozłem walizkę dylematów, których dostarczyła mi obserwacja harmonijnych wspólnot w warunkach demokratycznego państwa totalitarnego. Bo USA jest DEMOKRATYCZNYM państwem TOTALITARNYM! To że taki twór w ogóle jest możliwy jest jednym z moich większych, osobistych odkryć tego wyjazdu. W sumie wyjechałem będąc Polakiem, a wróciłem Europejczykiem. Pełnym szacunku dla tego co zobaczyłem, a z drugiej strony zdystansowanym wobec USA jako pomysłu na życie. Przybyło mi dumy z ostatnich naszych dwudziestu lat w kraju, i ciepłych uczuć dla naszych, historycznie nieznośnych, europejskich sąsiadów – ich przynajmniej rozumiem nawet jak bywają wredni! 😉
Jak ochłonę i sobie to wszystko poukładam, wrzucę tu kilka amerykańskich akcentów które mi z tej podróży zostały.