60 lat – résumé

0 lat

Urodziłem się w pierwszym dniu wiosny 1963 roku we Wrocławiu. W tym samym roku wybuchła w mieście epidemia ospy.  W nowej/starej „Kulturze” Ścibor-Rylski publikuje nowelę „Człowiek z marmuru” (po blisko 20 latach  powstanie  film Andrzeja Wajdy o tym samym tytule).

Bob Dylan nagrywa piosenkę „The Times They Are a-Changin’”:

„Ojcowie i matki, jeśli trudno jest wam
Sprawiedliwie osądzić waszych dzieci poglądy
To wspomnijcie, że z wami był też problem ten sam
Wszystkie znały go już pokolenia

Nie próbujcie z tym walczyć, bo daremny to plan
Bowiem czas, czas wszystko zmienia
Z roku na rok, niestety, nie ubywa nam lat
Lecz przynajmniej po części się stajemy mądrzejsi

Mało mądrych jest jednak, mało mądrych aż tak
Żeby miało to dla nich znaczenie
Że swą wagę utraci każdy ważny dziś fakt
Bowiem czas, czas wszystko zmienia”

To wszystko oczywiście przypadki… ale może jednak znaki? Na miejscu moich rodziców, chwilę bym się jednak zastanowił co wyrośnie z ich syna, w związku z zastaną sytuacją.

Tak czy inaczej, przez następne 10 lat zdążyłem mieszkać w trzech miejscowościach, urodził mi się brat, moi rodzice zdążyli się rozejść… a potem życie nabrało tempa!

10 lat

W 1973 roku mieszkałem we Włoszczowie. Z bratem i rodzeństwem Okoniów budowałem swój świat między trzepakiem, piwnicą w naszym bloku, cmentarzem, który był po drugiej stronie ulicy i kinem gdzie pracowała babcia Gienia. Tego roku zorientowałem się, że chłopcy i dziewczynki się różnią od siebie. Jakby było tego mało, dziewczynki różnią się między sobą i w mojej klasie jest: śliczna Kasia, wesoła Iwona i mądra Ewa. Do dziś mam kłopot z priorytetami.

Czytam „Wyprawę do wnętrza ziemi” i snuje marzenia o stanięciu na zboczach wulkanu Snæfellsjökull. Spełnię je za niespełna 50 lat.

W domu jest adapter. Mamy są kolorowe pocztówki dźwiękowe z Laskowskim, The Beatles, Charlem Aznavour’em… Babci jest czarny longplay/ składanka „Piosenki dla mojej matki”. Zawsze porusza mnie Fogg ze swoją „Pieśnią o matce”. Jeśli wtedy coś jest dla mnie Sztuką (oczywiście nie nazywam tak tego) to właśnie twórczość Mieczysława Fogga. Potem przez dziesięciolecia Fogg  to dla mnie symbol kiczu i obciachu. I trzeba było ponad 40 lat żebym znowu dostrzegł jego geniusz i fenomen. Czyżby wraz z wiekiem faktycznie wracała do mnie prostolinijność i wrażliwość dziecka?

20 lat

Rok 1983. Powinienem zdawać maturę ale będą ją zdawał dopiero za rok – „grzechy młodości”. Za mną trzy szkoły podstawowe, dwa technika, włóczęgą po całej Polsce, wyjazdy do Rumunii, Bułgarii, Węgier, autostop przez Austrię, Jugosławię, Włochy… Tylko na wakacje nad polskim morzem nie było nas stać. Będę tam pierwszy raz za rok.

Właśnie kilka miesięcy po moich urodzinach zostanie zniesiony stan wojenny w kraju. Moja perspektywa na kolejne 20-30-40, a może do śmierci to: zamordyzm i  tyle groźna co głupia komuna.

„Obławę” słyszę po raz pierwszy w Bieszczadach trzy lata wcześniej. Już wiem, że nie chcę być orłem czy lwem – chcę być wilkiem. Chcę mięć własną watachę (w 1983 już ją mam). Wiem już, że przywódcą watachy nie zostaje  ani najsilniejszy, ani najbardziej okazały basior. Że charyzma bierze się z obserwacji, doświadczenia, dbałości o swoich…  Tak, chcę być wilkiem.

Zasłuchany w Kaczmarskiego, w roku 20 urodzin dociera do mnie, że moim przeznaczeniem jest jednak indywidualizm i nierozerwalnie z nim związane: niezgoda i bunt. „Mury” to pokoleniowe memento. Szybko docieram do oryginału i „Pal” staje się moim drogowskazem.

Czekałem na wielką smutę, życie w potrzasku i biedę… Stał się cud – okazało się, że przede mną 10 najbardziej niesamowitych i nieprzewidywalnych lat mojego życia.

30 lat

Nie pamiętam swoich urodzin w 1993 roku. Może je miałem, a może nie. Były nieważne. Za mną zostały: matura, studia, wojsko, noce pod gołym niebem w górach, niezliczona ilość ognisk i kilometrów w nogach… Niósł mnie zachwyt nową Polską, ciekawą pracą, którą pokochałem od pierwszego dnia, a przede wszystkim niosło mnie OCZEKIWANIE! A czekałem na najważniejsze wydarzenie mojego życia – CZEKAŁEM NA SWOJE PIERWSZE DZIECKO! W 30 lat i 3 miesiące od pierwszego dnia wiosny w 1963 roku – urodził się Mikołaj!  Oczekiwanie zastąpiła Pewność. Pewność siebie oraz pewność przyszłości, jak mi się wydawało – prostej i oczywistej. Bezczelność „der junge Gott”.

Rozpięty pomiędzy dorosłością a młodością, której oddać nie chciałem: grałem na gitarze, śpiewałem o rzece, górach i o domu, który wtedy tak naprawdę do szczęścia mi nie był potrzebny. Planowałem kolejne 10 lat łazić po górach, patrzeć jak syn rośnie, czekać na jego rodzeństwo, zarabiać pieniądze w pracy którą kocham, pić, tańczyć i liczyć kolejne sukcesy i radości.

Wśród dziesiątków, a może setek piosenek, które wtedy śpiewałem, „Majster Bieda” był ni to wspomnieniem, ni to amuletem zatrzymujących „dawne czasy”… a tak naprawdę miał przypominać, że jest dużo lepiej niż planowałem.

A potem się okazało, że nie ma gdzie uciec. Ale to nie miało znaczenia bo dotarło do mnie, że nie potrafię uciekać. I zacząłem trwać. Trwać przy swoim. A mojego było coraz więcej…

40 lat

W 2003 roku do „Piwnicy” gdzie świętowałem urodziny w licznym gronie bliskich i przyjaciół, wszedł Słoń i powiesił mi na szyi naszyjnik złożony z 40 alkoholowych „szczeniaczków”. Każda buteleczka była z inną wódką, a ja mogłem je wszystkie wypić i pewnie nie umarłbym od razu – wtedy jeszcze dałbym radę. Ale nie wypiłem. Miałem młodą żonę, dwójkę dzieci i 10 lat za sobą, które były nieustanną lekcją pokory.

Wiele rzeczy straciłem. Wiele też zyskałem: młodą żonę, do Mikołaja dołączył drugi syn Piotr, „odzyskałem” przyrodniego brata, nowe mieszkanie, nowych przyjaciół z CALa… Było dobrze, bardzo dobrze, choć kompletnie inaczej niż planowałem. Już wiedziałem, że życie to surfing, a nie budowlanka z cegieł dni. Że ostatecznie liczy się odwaga nie rozwaga.

W dniu 40 urodzin poczułem pierwszy raz ukłucie z powodu upływu czasu. Ale też był we mnie krzyk jak zawołanie bojowe: „No teraz to ja CI pokażę!”. Nie wiedziałem czy dusza krzyczy do mnie samego czy do Świata. Ale wiedziałem, że nadchodzi czas zmiany. I nadszedł.

Zostałem rażony gromem konieczności udowodnienia sobie, że DAM RADĘ! Komu? Czemu? Wszystkiemu, QRWA: WSZY-STKIE-MU!

Więc ruszyłem w drogę i poczułem, że moja dusza zaczęła świecić. Zrobiło się pięknie i groźnie. Bo okazało się, że ta droga ma szerokość liny. Ale to światło świeciło tak pięknie…

50 lat

Pierwszej wiosennej nocy 2013 roku byłem sam – nawet gospodarze wyjechali. Byłem w pięknym miejscu, które uwielbiam. Niebo było pełne gwiazd, a ja byłem pełen zamyślenia. Za mną było 10 najlepszych lat mojego życia. Probowałem targować się z Wolandem i przeciągnąć je o 2-4 lata, ale już wiedziałem, że nadchodzą dożynki. Jeszcze niby słuchałem, że „Jeszcze w zielone gramy” ale nie brzmiało już buńczucznie. To było jakieś skomlenie o szansę, na coś na co już nie było ani ochoty ani siły.

Gdy zbudowałem dom i posadziłem drzewo, pierwszy raz w życiu nie miałem planów. Pierwszy raz pomyślałem, że czas wrócić nad rzekę, wsiąść do łódki, powiosłować w główny nurt, a potem wywalić wiosła za burtę i… czekać? Nie, nie czekać! Pierwszy raz ze spokojem i bez planów podziwiać mijane brzegi. A jeśli rzeka życia zaniesie mnie pod któryś z nich to wysiąść i być… lub bez żalu z powrotem wsiąść do łódki.

Moją duszą zawładnęła Raduza ze swoją poezją:

„Kiedyś wszystko minie
dobre, złe, tylko my nie
kiedyś przestanie boleć
cokolwiek by to nie było

Kiedyś się wygrzebiemy
z każdego zmartwienia
między ziemią a niebem
nic nie jest na wieki”

I wiedziałem, że tak jak z nią, ze mną też ludzie będą śpiewać. Tyle, że kto by to nie był to jest jednak moja piosenka i nikt za mnie jej nie skończy.

Wokół mnie zaczęli umierać ludzie młodsi ode mnie. Marcin, Ewa, Kasia… zacząłem uczyć się śmierci i umierania.

Życie i śmierć i nurt rzeki, w którym stoję w promieniach letniego słońca… 10 lat Rzeki.

60 lat

Dzisiaj jest pierwszy wiosenny nów 2023 roku. Dziś są moje urodziny. Z jakichś powodów jestem przekonany, że umrę w wieku 94 lat, więc 60-tka nie robi na mnie wielkiego wrażenia. Uśmiecham się do tych 60 lat za mną, bo widzę dobre życie. Mimo, że ostatnia dziesiątka lubiła wierzgać – póki co jeszcze trzymam się w siodle. Rzeki okazywały się dopływami innych rzek. Łódka dobijała do ciekawych miejsc. W niektórych pobyłem chwilę, w niektórych zostałem na dłużej. Życie z prądem, mimo że sympatyczne, jest jednak niezgodne z moją naturą. Więc co dalej?

Po pierwsze żyć z nadzieją i radością, oraz tworzyć preteksty do obu. Po drugie „z wdziękiem rozstając się ze sprawami młodości” tworzyć sprawy nowe. Karmić się nowymi myślami, nowymi emocjami, nowymi znajomościami… Bo Nowe nie ma wieku. Po trzecie bywać w mądrym towarzystwie, w którym można pomilczeć na dowolny temat. Po czwarte poznawać możliwości XXI wiek i korzystać z tego, że ważni dla nas ludzie są na wyciągnięcie myśli.

I wreszcie po piąte pamiętać, że „Liczy się moment”…:

Niech karawana jedzie dalej. Byle dalej i byle z buta!

A przy kolejnych dziesiątkach niech prawdą brzmi piosenka, którą dwa lata przed moim urodzeniem zaśpiewała Wróbelek:

Wszyscy Krewni i Znajomi Królika – DZIĘKI ŻE JESTEŚCIE!
Dobre to wasze towarzystwo.

+1
4
+1
0

11 komentarzy do “60 lat – résumé”

  1. No tak…a wydawać by się mogło, że życia nieśmiertelna radość nie należy do śmiertelnych.
    Jacku -Młodzieńcze życzę Ci spełnienia wszystkich szczerych życzeń. 🌷🌷🌷🌷🌷

  2. Pięknie 🌹 Życzę Ci samych
    najpiękniejszych chwil na kolejne dziesięciolecia. 💐 Być w gronie Twoich znajomych to zaszczyt.

  3. Ciesze się, że mogę czytać to „twoje życie ” . Zapomniałeś dodać, że poprzez swoje pasje i prace potrafiłeś zmienić moje i nie tylko moje patrzenie na środowisko lokalne , wzbudzać w ludziach pasję do pracy z ludźmi . Myślę ,że Twoje życie trochę ukształtowało drogę na której jestem ja i nie tylko ja…
    Chcetnie przeczytam Twoje rèsumè na kolejne dziesiątki.
    Wytrwałości w postanowieniach ( 94 lata) zdrowia i optymizmu i radości z każdego mijającego dnia 🍀

  4. Dziękuję losowi, że nas na CAL-owskich ścieżkach spotkał. To był dziwny dla mnie czas i dzięki Tobie, Twoim mądrym spostrzeżeniom i życzliwości znowu stanęłam mocno na nogi. Albo nie masz świadomości albo o tym nie piszesz, jak ogromny wpływ masz na ludzi. Dziękuję za ściągę z Twojego życia, dziękuję że jesteś. Życzę Ci nieustającej ciekawości ludzi, zdarzeń, zaszłości. Oraz spełnienia.

  5. Cześć, jestem pod wrażeniem, że zebrałeś swój żywot na ‚papier’ i ogłosiłeś Światu. Szacun i uścisk dłoni. Pisz dalej i publikuj swoje emocje.

  6. Pojmowałeś świat po swojemu, i Twoje podejście do wielu spraw wynikało właśnie z tego; i nie jest to bynajmniej żaden zarzut. Do tej pory myślę i szukam odpowiedzi jak jak nam się jednak udawało wiele tematów omówić wspólnie a i często do końca zrealizować. Chyba dlatego, że potrafiliśmy w naturalny sposób wstać od stołu dyskusyjnego i usiąść przy biesiadnym.
    Jak sam zaznaczyłeś przed Tobą jeszcze 34 lata a zatem życzę Ci byś zrealizował niezrealizowane, dokończył zaczęte i wypił co jeszcze należy wypić.
    Pozdrawiam wiosennie i urodzinowo i uważaj nieco bo u nas do wilków się strzela.
    DASZ BÓR
    ps.: szkoda, że nigdy nie byliśmy razem na rybach

  7. Bo żyć chcieliśmy w Dur, a dziś gramy w moll. I choć byliśmy z różnych środowisk to jakoś udawało nam się wspólnie dogadać. I choć brakuje coraz więcej Przyjaciół cieszę się, że przez kilkanaście(?) kilkadziesiąt(?) lat- jak to q…a brzmi… mogliśmy wymieniać się myślami, spostrzeżeniam czy nawet gitarami. I choć nie widzieliśmy się kilkanaście(?) kilkadziesiąt (?) lat – jak wyżej… bo poszliśmy w inne strony, to dumny jestem jak mogę powiedzieć obcym „… a mój PRZYJACIEL Gralu…”. Pomyślności Jacku.

  8. Piękne resume..
    Poczerpałam z niego i sama zagłębiłam się na chwilę w dawno, dawno temu…
    Jacku, życzę ci pięknych ludzi wokół, spełniania marzeń na codzień , satysfakcji z przeżyć i ciekawych planów na następne dziesięciolecia, które przed Tobą.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *