Z perspektywy „spacerowicza”…

W czwartek w Warszawie, w piątek w Bełchatowie. Dlaczego i po co chodzę na te „nic nie dające” manifestacje mniejszych czy większych grup obywateli? Na pytanie „dlaczego” odpowiedzieć trochę łatwiej. To kwestia poglądów i wyznawanych przeze mnie wartości, które właśnie są deptane. To wychowanie i doświadczenie życiowe, w którym aktywność obywatelska i zaangażowanie stanowi o wartości człowieka. To pewnie także polskie obciążenie naiwnością i romantyzmem, każące stawać po stronie tego, co dla nas ważne, nawet gdy sprawa jest absolutnie beznadziejna. To mój imperatyw moralny, każący mi szukać innych form spierania się z ludźmi, niż mówienie do nich per „kanalie”, bo nawet jeśli mi się zdarza osiągać ten poziom agresji, to własnym zachowaniem czuję się bardziej upodlony niż adwersarz, którego znieważam…

Trudniej jest odpowiedzieć na pytanie „po co”? Co sobie obiecuję po tych obywatelskich „spacerach”? Mój świat rzeczy ważnych przegrywa bitwę za bitwą. Zniszczono już, pomimo mojego oburzenia, wiele rzeczy mniej lub bardziej istotnych. Zniszczono  drzewa, hodowle pięknych rasowych koni, Trybunał Konstytucyjny,  gimnazja, tysiące sąsiedzkich i rodzinnych wspólnot, polską pozycję zagraniczną, kiełkujący polski parlamentaryzm… Pewnie zostaną zaorane także sądy, a może i wolne media. Ja chcę jednak wierzyć, że to społeczne i polityczne katharsis, które przechodzimy, nie jest na próżno! 25 lat wystrzyżonych trawników, ciepłej wody w kranie i spokojnego rozwoju spowodowało, że zastąpiliśmy język wartości językiem korzyści. Płacimy cenę za to, że rzeczy pisane z wielkiej litery stałe się dla nas obciachowe, a ich przywoływanie dowodem na naiwność i egzaltację.
Zatem chodzę na te kryteria uliczne w nadziei, że uda nam się wrócić do tego, co dla nas ważne. Do przekonania, że Europa nie jest bandą oprychów dybiącą na naszą wolność, ale jest europejską rodziną, bez której skarlejemy. Że wrócimy do wolności i solidaryzmu społecznego. A nade wszystko, że zamiast wyręczać się kiepskiej jakości klasą polityczną, weźmiemy wreszcie sprawy w swoje ręce.
Myli się obecna władza, przypisując protestującym chęć powrotu do tego, co było. Do tego powrotu nie ma! To, co się właśnie dzieje, to nowe definiowanie Polski. Upadek znaczenia partii politycznych, wzrost znaczenia żywiołowych ruchów społecznych, stwardnienie rozsiane wzajemnych animozji paraliżujące społeczeństwo…  To nowe wyzwania, na które musimy znaleźć odpowiedzi.
I pójdę dzisiaj pod budynek bełchatowskiego Sądu szukać tych odpowiedzi. Nie chcę nowych liderów, nie chcę nowych partii, nie chcę, żeby ktoś tam przyszedł i to wszytko ogarnął. Osobiście nie potrzebuję jedynie słusznych myśli, aplauzu tłumu i skandowanych haseł, choć zapewne wielu z nas tego właśnie oczekuje. Ja chciałbym jasnego stawiania tego, co dla nas ważne, zachowując pamięć, że nasi sąsiedzi myślą inaczej. Chciałbym wspólnej rozmowy choćby po to, żeby przypomnieć sobie, co dla nas jest ważne. A nade wszytko chciałbym pomysłów, jak  przestać być pionkiem w politycznej grze, znaleźć swoją podmiotowość i skutecznie wpływać na naszą wspólną rzeczywistość. To trudne zadania, pewnie rozpisane na miesiące, może na lata, a może na pokolenia. Ale kiedyś trzeba zacząć! I mam nadzieję, że zaczniemy od teraz!
Żeby nie być gołosłownym, chciałbym spróbować od rzeczy drobnych i nie wymagających wielkiego zaangażowania. Poniżej publikuję gotowe mikroulotki do pobrania. Przychodzi nas pod sąd od kilku do stu osób, „którym chce się chcieć”. Na sześćdziesięciotysięczne miasto to bardzo kameralne grono. Ale spróbujmy dotrzeć z naszym posłaniem do innych. Pobierzcie te ulotki, wydrukujcie, potnijcie, a z tyłu dopiszcie odręcznie coś od siebie. Potem weźcie je i idąc na zakupy, do pubu czy na spacer, zostawcie w skrzynkach pocztowych u sąsiadów, w książkach, które przeglądacie w bibliotece czy Empiku, wreszcie dajcie do ręki jakiejś spotkanej osobie. Wczoraj było nas gdzieś koło setki. Policzcie: jeśli każdy z nas wydrukuje lub powieli tylko 2 strony z tymi ulotkami, to w sumie każdy będzie miał do rozprowadzenia tylko 12 małych kawałków papieru z naszym przesłaniem! W ten sposób jest szansa, że dotrzemy do ponad tysiąca bełchatowian! Nieważne, ile nas będzie spotykać się pod sądem, bo zmiany stają się nie na ulicach, ale w głowach ludzi. Zróbmy więc na próbę mały kroczek do tej zmiany.
I WSZYSCY szukajmy narzędzi i metod, które będziemy mogli obsługiwać sami, bez oddawania ich w ręce polityków, którzy tak często nas zawodzą. Może już dzisiaj wieczorem padną jakieś inne propozycje? 😉
Do zobaczenia!

Ulotki do pobrania:

+1
0
+1
0

3 komentarze do “Z perspektywy „spacerowicza”…”

  1. Mimo tego że wszyscy mamy wątpliwości czy te protesty cos daja to jednak mozna zauważyć „punkty refleksji” w łonie PIS. Bo czy młody poseł Rzepecki czy to senatorowie Bobko czy Obrębski przeszli jednak jakas metamorfoze czy to pod wpływem wlasnych przemyślen czy to za sprawa manifestujacych którzy skłonili ich do zadumy. Rysy na szkle sie pojawily, może czas zrobi swoje. Może takich wątpiących jest wiecej , kto to wie. Presja społeczna zawsze ma jakieś skutki i może nie dzis ale może kiedy zabiora sie za media, internet, wybory. Jak mowil pewien znajomy lekarz – Jak człowiek chce życ to nawet medycyna bywa bezradna parafrazujac – jak chcemy byc wolni to nawet politycy nam tego nie odbiora , nawet używajac całego aparatu władzy którym dysponuja.

  2. Panie Jacku PiS szło do wyborów z jasnymi deklaracjami, że zlikwidują gimnazja i naprawia sądy.
    I wygrało te wybory.

    Nazywanie teraz tych ruchów psuciem i niszczeniem jest wyrazem braku szacunku dla demokratycznie wyrazonej woli większości społeczeństwa (Ci co nie głosują spadać na drzewo) choćby nie wiem jak ładnie Pan to opisał.

    1. Pani/Panie (?) Magiel. Przede wszystkim dziękuję za reakcję! To dla mnie ważne że wymieniamy poglądy. Co do meritum. Uważałem i uważam, że program PiS jest programem psucia i niszczenia ćwierćwiecza dorobku Polski i Polaków! Fakt, że kilkanaście procent uprawnionych do głosowania (36% przy 50% frekwencji – a to dalej nie większość!) uznało go za swój, mojego zdania nie zmienia. To nie brak szacunku. To fundamentalna różnica wyznawanych wartości! I wynik wyborów mojej oceny nie zmienia bo zmienić nie może, choćbym został sam jeden jak palec z moimi poglądami. Ale skoro już o programie PiS mowa: „Trzeci cel to wyeliminowanie nazbyt częstych i pospiesznie wprowadzanych zmian w obowiązujących ustawach. Tworzenie prawa nie może być ekspresowym, interwencyjnym reagowaniem na bieżące zdarzenia. Nie może dochodzić do znanych z ostatnich lat sytuacji, gdy nowelizacja goni nowelizację albo nakłada się w czasie na parlamentarny proces uchwalania nowej ustawy dotyczącej tej samej materii”. I z tym akurat trudno się nie zgodzić. Problem bowiem jest w tym, że nawet jeśli jakiś fragment programu tej partii byłbym gotów uznać za swój, to obecna władza zachowuje się jak pijany hydraulik wezwany do dokręcenia uszczelki przy kranie – skuje płytki, porysuje wannę, potłucze miskę klozetową, a na koniec każe sobie słono zapłacić i z wdzięcznością ucałować rękę FACHOWCA. Ci którzy ich wybrali odbierają właśnie z całej Polski i ze świata wyraźne sygnały, że moczymordę trzeba pogonić, a nie się z nim cackać w imię niegdysiejszych wyborów. Co z tym Państwo zrobicie jako ich „suweren” – wasza sprawa. U mnie w tej sprawie bez zmian!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *