Mieszkańcy Legionowa zagłosowali powszechnie za niezależnością i podmiotowością własnej wspólnoty. Powiedzieli głośne i proste NIE, wchłonięciu miasta przez Warszawę.
W odpowiedzi niejaka Lichocka zrobiła z nich SBeków, a Dziennik Telewizyjny 2.0 głupków, którzy nie zrozumieli pytania.
Tak się składa, że od listopada przyszło mi odwiedzać to miasto i słuchać rozmów dużych grup ich lokalnych liderów. Temat tych dyskusji jest absolutnie apolityczny (choć i tego już w tej chwili nie jestem pewien) i dotyczy współpracy międzysektorowej, wokół kształcenia zawodowego w tym mieście. Temat trudny i wymagający od partnerów rozlicznych kompetencji, otwartości, mobilizacji różnych ludzi, instytucji, firm, organizacji…
Póki co, jestem w Legionowie człowiekiem z zewnątrz. Chcąc pracować efektywnie i bez uprzedzeń unikałem analizy lokalnych wpływów czy relacji politycznych w radach miasta i powiatu. W sensie politycznym nie wiem „kto rządzi” w Legionowie. Pozwólcie więc, że z perspektywy przybysza z zewnątrz, napiszę wam kilka słów o mieście i jego mieszkańcach.
Myślę, że dobrym symbolem Legionowa jest siedziba ich Urzędu Miasta. Tak naprawdę to nawet nie wiem czy to dobre określenie. W tym samym budynku są: biura i gabinety urzędnicze, sala widowiskowa i sale konferencyjne, przestrzenie gdzie stoją wystawy plastyczne, jest bardzo przyzwoita restauracja, punkty informacyjne, szatnia z prawdziwego zdarzenia… i mnóstwo mieszkańców, którzy przychodzą tam z wielu powodów. Wszystko przeszklone, otwarte przestrzennie, wprowadzające w doby nastój i dające szansę na spotkanie ludzi, których drogi by się nigdy nie przecięły w innych miastach. Możecie to z grubsza zobaczyć na ich stronie internetowej, choć ta panorama nie oddaje życia które tam tętni.
W rozmowach, którym się do tej pory przysłuchiwałem, zwróciła moją uwagę otwartość i rzeczywista troska o sprawy ważne dla miasta, w tym przypadku dla legionowskiej młodzieży. Ci ludzie mają świadomość wszystkich swoich kłopotów, problemów czy wyzwań, które przed nimi stoją, ale nie ma w tym cienia kompleksów. Wiedzą gdzie mieszkają, nie idealizują ani miasta, ani własnej administracji ani swoich sąsiadów. Nie usypiają się tanim lokalnym patriotyzmem, a jednak przy każdym spotkaniu, zbiera mnie zazdrość o poziom ich dumy z tego co udaje im się wspólnie osiągać.
Pewnie jest też inne Legionowo, którego nie spotkałem do tej pory, ale mówienie o tych ludziach jak o bandzie nierozgarniętych, zmanipulowanych głupków jest nie tylko podłością, ale także zwykłym ordynarnym kłamstwem.
Ale dla mnie obecny casus opluskwiania Legionowa to tylko przygrywka to systemowe demontażu największego sukcesu Polski ostatniego ćwierćwiecza – demontażu Samorządu Terytorialnego!
W tym procesie, przypadek Legionowa to oczywiście strzał w stopę, który sobie zafundowała „dobra zmiana”. Warto w tym miejscu zauważyć, że takich poukładanych gmin jak Legionowo jest wiele. Inne radzą sobie raz lepiej, raz gorzej. Bywają i takie, które radzą sobie słabo, choć w moim przekonaniu wraz z upływem lat jest ich coraz mniej.
Będziemy pewnie w najbliższym czasie zalewani przykładami tych ostatnich, i przekonywani, że tylko centralny Geniusz Wolski może podać im pomocną dłoń i wyciągnąć z zapaści. Będziemy przekonywani, że największa zaraza polskiej polityki – mafijność partii politycznych, jest lepsza od lokalnej samoorganizacji społecznej. Że „Warszawa”, ze swoimi wojewodami i oddziałami OT rozsianymi po kraju, wie lepiej jak powinno wyglądać życie nie tylko w Legionowie, Piasecznie czy Górze Kalwarii, ale także Świdnicy, Gdyni czy Rudzie Hucie.
Zostało mi z młodości powiedzonko: „Uczyć się, uczyć się i jeszcze raz uczyć się – jak mawiał pewien rabin z Poronina”. Przez 27 lat Polacy uczą się jak dbać o swoje, o swoje Małe Ojczyzny. Jak to robić w porozumieniu lub konflikcie z sąsiadami, w szacunku bądź nieufności wobec lokalnej władzy, którą sami wybrali. Uczymy się odbierając od życia twarde lekcje pokory wobec własnej głupoty i naiwności. ALE SIĘ UCZYMY! I wiele już wiemy i potrafimy. Że za wolno? Że błądzimy? Nauka zawsze wymaga czasu i zawsze kosztuje. I akurat ta jest wyjątkowo warta jednego i drugiego.
Zgoda na zniszczenie lokalnej samorządności, dla każdego z nas będzie gorsza i bardziej dotkliwa niż obecne niszczenie armii, międzynarodowe ośmieszanie Polski, czy psucie wymiaru sprawiedliwości. Jeśli zlekceważymy wolę Legionowa, odpuścimy szykowany partyjny skok na samorząd, będzie to koniec Polski jaką znamy. Może się nam ona nie do końca podobać. Ale tych najbardziej krytycznych – wyborców PiS czy Kukiz ’15 spytam: Wiecie co będzie po tym, jak z nieustającym u was entuzjazmem pozwolicie zaorać Samorząd? Czy ktoś pokazał wam wizję „the day after”? A gdy już wam ją pokażą (w co wątpię) to naprawdę wierzycie, że szczęśliwie będzie ona zrealizowana przez waszych wybrańców w świetle ich obecnej skuteczności?
Może zresztą niepotrzebnie kraczę, bo przecież z deklaracji rządzących wynika, że nie ma planu wyprowadzania nas z UE, likwidacji demokracji liberalnej czy ubezwłasnowolnienia Samorządu Terytorialnego!
Patrzmy na Legionowo! To jest papierek lakmusowy!
+1
+1