Trump właśnie zarządał Grenlandii, Kanady i Kanału Panamskiego. Dodał do listy Zatokę Meksykańską vel Amerykańską i wyrażaną w pieniądzach „wdzięczność Europy”. Wzorem Zagłoby, warto by mu było oddać na początek Kalifornię i Alaskę… Ale to niestety może nie wystarczyć.
Ameryce tak jak Rosji znudziła się globalizacja. Zakłada bowiem ona, powolne procesy współpracy wielu ludzi i podmiotów, globalną dystrybucję kultury i technologii, uczenie się, konkurencję w ramach istniejącego prawa i generowanie nowych regulacji, dbających o wartości bliskie nie tylko jednej nacji. USA tę walkę od lat przegrywa (ostatni raz światowym liderem eksportu była w 1979 roku). Rosja po prostu cywilizacyjnie poległa. Zyskały Chiny i ZJEDNOCZONA Europa, w tym Polska. Tego już za wiele!
Trump & Musk wiedzą, że wiecznie żyć nie będą, więc na skomplikowane gry kooperacyjne, w ramach globalizacji, czasu nie mają. Jako (wyjątkowo modni ostatnio) populiści, obiecali amerykańskiej wsi, biedocie i zasiedziałym emigrantom, że lepiej będzie „od jutra”, że „amerykański sen” wróci na jawę. Sami oczywiście mają apetyty największe i coś im tam może z pańskiego stołu zleci, w ramach amerykańskiej wersji „może kradli ale się dzielili”, ale to wymaga żeby komuś zabrać, bo sami nie są w stanie więcej wytworzyć.
I w ten oto sposób muszą sięgnąć po prymitywną ale skuteczną pałkę imperializmu. Mają armię, broń, amunicję, w dużej części zindoktrynowany naród… grzech byłoby nie skorzystać. Więc będą próbowali siłą zmienić globalny obraz świata.
Tych obrazów świata jest zresztą wiele, ale ten do którego jest przywiązany Trump ze swoimi polityczno-biznesowymi pomagierami, to pejzaż zdolności eksportowych świata. Opowiada on bowiem o dwóch głównych rzeczach: kto jest w stanie wytworzyć na tyle dużo, żeby nadwyżki sprzedać innym, oraz kto ma na tyle rozwinięte zdolności wchodzenia w relację z resztą świata, żeby się dogadać z potencjalnymi klientami. Obie te rzeczy wymagają szeregu kompetencji kulturowych, zawodowych, społecznych… Wpływ na to mają także poziom praw człowieka, systemy polityczne czy narodowe aspiracje, ale bez tych pierwszych, same z siebie w zglobalizowanym świecie nie wystarczają. A obraz z tej perspektywy jest wymowny…
Pomysł więc jest prosty: zamiast szerszej wiedzy o świecie – indoktrynacja, zamiast kooperacji – izolacjonizm, zamiast dialogu – przemoc… A do tego „imperialna kokaina”.
Cytat z wywiadu z Kubą Benedyczakiem:
„Rosjanie posiadają dość ekskluzywny narkotyk, nazywany przeze mnie „imperialną kokainą” – którym mogą sobie powetować swoje niepowodzenia. Kokaina to narkotyk drogi i dostępny nielicznym. Tak samo, jak imperializm, bo tylko nieliczne narody mogą rekompensować sobie swoje niepowodzenia podbojami i mocarstwową potęgą.”
Teraz do klubu dołączą Amerykanie. Trump zamykając meksykański stragan z fentanylem, otworzy swój z gwieździstym sztandarem. I na tym TEŻ będzie zarabiał.
Tak więc świat ma się zmienić, a USA mają mieć wszystko NAJ, bo „im się to po prostu należy”. Będzie to próba ułożenia nowego obrazka przez wypieprzenie w powietrze stolika z poukładanymi puzzlami, bo to co pokazują się nie podoba zestresowanym cenami paliwa Amerykanom. Skutki? Oczywiste – do układania puzzli potrzebna jest cierpliwość i elementarna inteligencja, a nie nożyczki.
I to by było na tyle w sprawie powiedzenia jakoby: „historia magistra vitae”.
To niestety będzie bardzo, qrwa, ciekawy rok!