Kolejni kumple cichaczem zmieniają z przodu czwórkę na piątkę. Czas płynie i jeśli tylko człowiek potrafi „z wdziękiem wyrzec się spraw młodości” to nie jest to specjalnie bolesne. Tylko czy można nie tęsknić za sprawami młodości? I nie chodzi o ten błysk obietnicy w oku kobiety, który z czasem wywołać coraz trudniej… a i z iskrą drwiny łatwo go pomylić gdy wzrok już nie ten. Łatwo też zastąpić flaszkę Żytniej kieliszkiem dobrego wina lub koniaku. Trudniej ze sprawami, o których sami już zapomnieliśmy, a kolejne pokolenia nie garną się aby nam o nich przypomnieć. Jak nie tęsknić do drogi na końcu której nie ma celu bo ona jest celem? Jak zrezygnować z ogniska, które nie było protezą grilla, tylko służyło do wysyłania niebu gorących świetlików? Jak wyrzec się wiary i nadziei, a zgodzić żeby zastąpiła je „gospodarka ryzykiem”?
A może nie trzeba się wyrzekać całej młodości? Może wystarczy poznać ją z kredytem na dom, czesnym na studia dzieci, ratą za samochód, „ważnymi wyborami dorosłych”…?
Nawet gdy to piszę mam wrażenie że „cierpienia młodego Wertera” wymieniam na „kryzys wieku średniego”. Ale jakoś mam to dzisiaj w d..pie!
Zachciało mi się po prostu starych spraw i zatęskniłem do starych Przyjaciół! Gitara jeszcze stoi w kącie… Położę się, zamknę oczy i przed snem przejdę się do Wyszemborka. Może ktoś dogoni mnie po drodze… 🙂