„17.12.
I znowu dalam sie wciagnac w role siostry mlosierdzia. Staram sie wyciszac napiecia, probuje reagowac spokojem, gdy sytuacja jest taka, ze atmosfere mozna – przyslowiowo – kroic nozem. Nie powiem, ze taka rola mnie nie meczy. Znowu „kupuje” cudze problemy i niestety z czasem zaczynam traktowac je jek swoje. I zaczynam zastanawiac sie, czy aby dobrze postapilam, czy dana sytuacje mozna byloby rozwiazac inaczej. Niewiele pomaga ewakuacja z pokoju, sluchanie muzyki ze sluchawkami w uszach, czy tez zajmowanie rak roznymi robotkam.Glowa funkcjonuje niemal jak zupelnie osobna czesc ciala.
Dobrze, dosc.
Dzisiaj z rana mialam w koncu rtg zoladka i dwunastnicy (w kontrascie). Badanie nic nie wykazalo. Z jednej strony sie ciesze, bo sprawa nie jest operacyjna, ale dlaczego boli, wymiotuje i co z tym dalej robic (przede wszystkim – jak leczyc) nikt nie chce powiedziec.
Podczas obchodu dowiedzialm sie, ze wszystko idzie ku lepszemu, wszak ataki sie normuja, bo przeciez ostatni byl dwa tygodnie temu. Nie mialam sily przypominac, ze wtedy mialam trzy ataki w ciagu dnia, a przez ten okres bylo kilka sytuacji takich (lacznie z napadami), ktore zostaly przerwane lub powaznie zmiejszone zastrzykiem. Co mam w tej sytuacji robic? Czekac na pelny atak, zeby zadowolic lekarzy i im „udowodnic”, czy tez przejsc nad cala sytuacja do porzadku? Tylko – co bedzie w domu? Czy dam rade? Wlasciwie strach przed kolejnym „wydarzeniem” paralizuje mnie juz teraz, tutaj, gdzie teoretycznie pomoc jest na miejscu. A co bedzie dalej?
Dzisiaj odbylo sie sprawdzanie zawartosci szpitalnych szafek, bo jedna z pacjentek kupila i ukryla zyletki. Chciala sie ciac z powodu nieszczesliwej milosci, czy tez mowiac prosciej – z powodu chlopaka. Cala sprawe odkryl sanirariusz, no i sie zaczelo poszukiwanie ostrych przedmiotow.
Po wizycie u swojej Babci, B. jak burza wpadla do mnie. Opowiedziala wiesci z chirurgii, chwalila sie sukcesami wychowankow. Jak zwykle wpadla jak po ogien, ale nie zapomniala przy tym przywitac sie z M. (uczy jego latorosl).
Przebywajac z rezydentami sasiedniego pokoju dowiedzialam sie, ze po moim zalosnym spotkaniu z B., zaprosili Ja na kanapke, tzn. kolacje i pokazali swoja radosna tworczosc. Dzieki im za to. Przynajmniej Oni staneli na wysokosci zadania i chociaz to w minmalnym stopniu zlagodzilo wrazenie, zwiazane z moja osoba. I cale szczescie, ze mam takich kolegow.
Acha, komunikaty z ostatniej chwili:
1) Babcia skorzystala wieczorem z lazienki. Mam tylko pewna watpliwosc. Mianowicie – jak sie myla nie biorac mydla?
2) jak bylo do przewidzenia leku z apteki oczywiscie nie przyniesiono i dostalam lek zastepczy. Prawdopodobnie to 'to samo’, a ja, jak na zosc, dzisiaj dostalam zgagi. Coz, jej takze dawno nie mialam. I czegos tu nie rozumiem. To dlaczego lekarka, ktora mi go przepisala, tak szukala czegos odpowiedniego dla mnie i zaproponowala ten konkretny specyfik?
A moze uznacie, ze w tych wyzej opisanych sytuacjach sie czepiam. Cy rzeczywiscie jestem az tak upierdliwa?
18.12.
Dzisiaj wrocila doktor K.B. I pomimo tego, ze w tej chwili nie jestem Jej pacjentka (chociaz nie wiem dlaczego i czyja byla to decyzja), porozmawiala ze mna i spytala sie o zgode (sic!) na przejrzenie moich papierow. Jak to okreslila „ze wzgledow sentymentalnych”. Dziekuje.
„Moj” lekarz za to pojawia sie w zasadzie jedynie podczas obchodow z ordynatorem. Dzisiaj rano go na przyklad widzialam jedynie przy pokoju pielegniarek. Pozniej uzupelnial karty pacjentow z zaleceniami dotyczacymi leczenia w danym dniu. Tylko co On wie o moim samopoczuciu w dniu dzisiejszym?
Podczas rozdawania lekow po raz juz czwarty uslyszalam, ze „moj” lek sie skonczyl. Nie otrzymalam takze zadnego zamiennika. Sprawe poki co postanowilam przeczekac. Lek dostalam po blisko dwoch godzinach i byl to jedynie zamiennik. Po obiedzie zdecydowalam sie spotkac z lekarzem. Na poczatek grzecznie Go zapytalam, od kiedy bede dostawac lek, ktory zaaplikowala mi specjalistka-neurolog. Przedstawilam przy tym moje racje, a w zasadzie powody, dla ktorych zapisano mi wlasnie ten specyfik. Otrzymalam odpowiedz, ze tylko lek, ktory teraz otrzymuje, byl w szpitalnej aptece. Na pytanie, czy w zwiazku z tym mam brac recepte od lekarza rejonowego, wykupic lek i go dostarczyc – wzruszyl tylko ramionami. Rzeczywiscie, wzruszajaca sytuacja.
Jestem zla, zmeczona, obolala i niewyspana. Czuje sie lekcewazona, a poziom irytacji przekroczyl granice, ktore do tej pory bylam w stanie sobie wyobrazic. Nie wiem, co dalej robic W kazdym razie dlugo tak nie wytrzymm. Kurcze, znowu sie rozkleilam. Lzy leca ciurkiem, mam kluche w gardle, a przy tym nie moge sie opanowac. Poki co koncze, bo ledwo widze monitor.
Brne . I taka mi sie konkluzja nasuwa ze Ewa byla taka samotna w tym wszytkim, samotna i bezradna. Nie chce nikogo urazic ale brak empatii ze strony lekarzy w Polsce jest dojmujacy. Kazdy kto mial kontakt z leczeniem poza Polska zna dramatyczna roznice. Ilez by to zmienilo gdyby chorzy czuli wsparcie.