Zwolenników wyraźnych poglądów politycznych zwykło się w Polsce przezywać jakimś mianem zwierząt stadnych. Zwyczaj uważam za o tyle sympatyczny, że wolę być lemingiem niż lewakiem czy wręcz kanalią. Pomijając fak,t że każde uogólnienie jest z natury fałszywe, to te zabawy w zwierzęce analogie czasem pozwalają uchwycić pewne reguły rządzące naszym światem.
O zwolennikach obecnej władzy zwykło się mówić – owce (osobiście wolę wersję „ofce”… ale to inna historia). Wydaje mi się, że ta analogia jest o tyle celniejsza od łatek leminga, kuca czy pelikana, bo pozwala na trochę szersze zastosowanie. Zabawmy się wiec przy sobocie w nasze polsko-owcze paralele.
Owce bezmyślnie skubiące trawę z każdego miejsca, które wskaże baca to moim zdaniem idealne porównanie oglądaczy tzw. narodowej TVP. Trzeba mieć iście owczą tępotę żeby wierzyć w tę kiszonkę propagandy produkowanej w partyjnych silosach. Ale co komu smakuje. To nie najgorsze co nas spotyka na narodowym pastwisku.
Baca, otoczony gronem coraz bezczelniejszych juhasów i stadem ciągle głodnych owczarków pasterskich, poczyna sobie z naszym stadem w sposób który i jego i naszą narodową trzódkę wiedzie prosto ku skalnej przepaści. Mniejsza już o ogniskowe ględzenie o dawniejszych czasach chwalebnych: jak to się bacówka paliła, a stada wyklętych owiec zarzynały wilcze watachy jedną po drugiej. Jak to wybuch oscypka zabił bacę, który był o niebo lepszy od obecnego… co zresztą okazało się dopiero po jego śmierci, bo za życia obecnemu meldował wykonanie rozkazów. Jak to nie ma nic piękniejszego jak śmierć jagnięcia w czasie bójki pijanych baców na wiejskiej zabawie… Te bajędy są o tyle bezpieczne, że co głupsze owce i tak ich nie słuchają (liczy się trawa tu i teraz), a te bardziej rozgarnięte tak naprawdę w nie nie wierzą… choć dobrze im one robią na stadne kompleksy.
Gorsze, że baca postanowił podzielić stado na owce i barany. Owce pierwszego sortu mają żreć co się podsypie, rozmnażać się (najlepiej wzorem królików), leźć tam gdzie zapędzają owczarki, i beczeniem chwalić bacę i juhasów. W zamian za to mogą liczyć na pińcet, czysta, i dwa dni wolnego za bacówką. Każda owca co tego nie robi, zostaje baranem drugiego sortu. Tych się strzyże bez miłosierdzia, każe płacić za wyżerkę i wypitkę dla juhasów bo im się należy, za michę dla owczarków bo to owczy obowiązek, i za lizawki dla owiec bo są za głupie albo za słabe żeby samemu znaleźć sól.
Ponieważ cały system jest pełen dziur, ewidentnych bzdur i pospolitego kłamstwa, jest jeden problem. Otóż owce, mimo że niespecjalnie lotne przecież jakiś swój rozum mają. No więc żeby nie zdążyły z niego zrobić użytku, muszą być stale zajęte myśleniem o czymś innym. Najlepiej żeby się bały!
Zatem są nieustannie straszone. A to tym że przyjdą małpy i zeżrą trawę – nic to że wolą banany a tych u nas nie ma. A to kozami – wiadomo że kozy rządzą światem, zżerają wszystko i bodą każdego kto nie jest kozą (zresztą siebie nawzajem też – to w czasach kiedy się bacówka paliła). To że kozy daleko i nie takie silne skoro przez lata wyrzynano ich stada? Furda! Wiadomo, że czarne owce wysługują się kozom! A to tym że przyjdzie inny baca, a wtedy to dopiero… ho, ho, ho. No a przede wszystkim tym, że poza naszym pastwiskiem, owcy grozi śmiertelne niebezpieczeństwo, bo wszędzie po wsiach o niczym nie marzą tak jak o baraninie z rusztu!
Ale rozum to organ niebezpieczny – raz uruchomiony jest bardzo trudny do zatrzymania. Zatem i u owiec rodzą się wątpliwości:
-
Czy jeśli będę beczeć z radości na widok bacy to zawsze już będę owcą pierwszego sortu? No więc okazało się, że nie. Baranem możesz zostać także wtedy gdy wełna ci odrasta zbyt długa. I nic to że baca ci się bardzo podoba. Nie jesteś juhasem czy przynajmniej owczarkiem – będzie strzyżenie do gołej skóry! Już nawet pierwszy juhas podał długość włosa.
-
Jak to jest, że owczarki wykarmione owczym buncem, które miały chronić owce przed wilkami, zajmują się coraz częściej gryzieniem po zadach zbyt powolnych owiec?
-
Czy jak po okolicznych wsiach tłumaczą naszym juhasom, że co innego strzyżenie owiec, a co innego robienie tego na chama, tępymi nożycami i waląc je pałką po głowie – to czasem nie mają odrobiny racji? O innych juhasich praktykach w relacji z owcami na razie cisza… ale jak długo okoliczne wsie będą je zbywać znaczącymi uśmiechami?
- Czy faktycznie trzeba kopać weterynarza przy każdej nadarzającej się okazji i szczuć na niego owczarki? A jak kiedyś będzie potrzebny?
-
I to kluczowe – ile więcej „się należy” juhasom w stosunku do owczej paszy?
Owce to miłe zwierzęta. Baca i juhas to pożyteczne zawody. Wełna też jest miła. A łąka to może być naprawdę fajne miejsce… nawet jeśli na niej trochę owczych bobków.
„Może”… Tak, to chyba kluczowe słowo.
Tylko, czy owce przerwą milczenie?
+1
+1