Kończy się rok 2017. Za pasem Święta. Rok najtrudniejszy dla Polski i wielu Polaków od 27 lat. To co zaczęło się jako narodowe pęknięcie polityczne, przeszło w stracie kulturowe, a może i cywilizacyjne. To rozdarcie zdominuje życie w Polsce przez co najmniej kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat… i to niezależnie od wyników kolejnych wyborów. Wiem, że definiowany przez obecną władzę jako „drugi sort”, „Targowicę”, „lewak” (to w moim przypadku szczególnie idiotyczne), „lump polityczny” itd. itp. nie zgodzę się na żadne ustępstwa i negocjowanie mojego świata wartości. Kolejne obelgi tylko mnie zdeterminują do różnych form odmowy i oporu. Nie ma i nie będzie dialogu między zwaśnionymi plemionami. Czy tak można żyć? Można. Najczęściej przywoływane jest tu doświadczenie historyczne Holandii, ale my będziemy musieli się nauczyć żyć nie z sobą ale obok siebie. Nie chcę kierować klasycznego pytania „jak żyć” do kogokolwiek, a już z pewnością nie do moich politycznych oponentów zachwyconych intelektem, sprawnością polityczną i charyzmą Jarosława Kaczyńskiego. Kieruję je do siebie. Chcę na nie choć w minimalnym stopniu tutaj odpowiedzieć. Moim Przyjaciołom poddając odpowiedzi te pod rozwagę.
Polityki nie ominę. Przez lata udawało mi się ją ignorować, ale to ona wdarła się bezceremonialnie w moje życie, burząc je i niszcząc wiele lat dorobku Polski, z którego jestem dumny. Chcę pamiętać w nadchodzących miesiącach i latach o doświadczeniach mojej młodości. Chce pamiętać, że wszelka zmiana polityczna MUSI być osiągnięta pokojowo. Że nie wolno mi ulegać pokusie siłowych dróg na skróty. Że nie wolno się dać sprowokować kolejnymi obelgami, rosnącej inwigilacji, a nawet przemocy stosowanej przez władzę. Co robić? Wygrać najbliższe wybory samorządowe to po pierwsze. Kto ma je wygrać? To proste: najlepszy Gospodarz. Nie bezwolna marionetka, pajacyk fikający pod dyktando lokalno-warszawskich polityków. Nie bufon, pewne siebie, traktujący gminę jak swój udzielny folwark. Ma wygrać Człowiek odważny, rozumny, gotów w konkretnych sprawach rozmawiać z każdym, byle lokalna społeczność mogła sprostać swoim wyzwaniom. Człowiek, który będzie się koncentrował na rozwijaniu zasobów jakie społeczność posiada, a nie na grach dworskich pomiędzy urzędem gminy, starostwem i lokalnym biurem poselskim. Człowiek z imienia, nazwiska i osobistego dorobku, a nie doklejka do szyldu partyjnego, która jak w znanym porzekadle „… przykleiło się do okrętu i krzyczy: Płyniemy!” Żeby tak się stało, muszę większą uwagę poświęcić temu co się dzieje mojej najbliższej okolicy… i zrobić wszystko żeby po raz pierwszy po 1989r. wybory nie były masowo fałszowane. A co do tego, że szykowany jest wielki przekręt złudzeń nie mam.
Ale polityka to jedno z moich najmniejszych zmartwień. Pracuję z ludźmi, przez ludzi i dla ludzi. A ci mają czasem poglądy diametralnie różne od moich. Przez całe moje życie, w którym poznałem tysiące ludzi tylko 4-5 osobom się nie kłaniam i nie podaje ręki. A znam także prostytutki, pedofilów, złodziei, osiedlowych bandytów… Uważam, że konkretny człowiek jest wart kredytu zaufania i elementarnego szacunku bez względu na błędy, które popełnił w życiu czy różnice wartości jakie są między nami. Nie oznacza to akceptacji, czy nawet kompromisu. Oznacza nie wykluczanie ich z kręgu osób, z którymi rozmawiam w bezpośrednim kontakcie.
W relacjach społecznych chcę się tego trzymać. Móc ze szczerym uśmiechem złożyć życzenia świąteczne sąsiadowi, rozmawiać w terenie z władzami wszelkich maści politycznych bez poczucia wyższości. Szczerze i uczciwie prezentować moje poglądy bez ironii czy agresji. Jak to robić przy tak głębokich podziałach? Nie będę rozmawiał ze stadami, instytucjami, organizacjami… To pozostawię lepszym ode mnie dyplomatom od negocjacji społecznej. Będę rozmawiał z Ewą, Anną, Tadeuszem, Krzysztofem… I w miarę możliwości, nie będą to rozmowy o tym co nas dzieli, ale o tym co może łączyć. W mojej pracy chcę się koncentrować na rzeczach, które przeżyją i mnie i moich oponentów. Bo są rzeczy, które mimo wszytko są poza doraźną polityką i sporem partyjnym. Z mojego podwórka np.: mądre zmiany w rewitalizacji, które tworzą miasta po nowemu na wiele lat. Ekonomia społeczna zmieniająca model cywilizacyjny uwzględniający tych, którzy za „normalnością” nie nadążają z różnych powodów. Samotność, choroba czy starość, które mogą dotknąć każdego. Dobre sąsiedztwo bez którego życie zamienia się piekło. Osobista aktywność człowieka na wielu polach, ścieżki homo viator, radość homo ludens i dzieła homo creator… Ołtarz Polityki nie może mi zasłonić podwórka, które w zimie trzeba odśnieżyć, a wiosną posprzątać i obsadzić kwiatami.
Edukacja jest największą dźwignią rozwoju człowieka, społeczności lokalnej, narodu, ludzkości. Niezależnie w jakich formach i z jaką intensywnością będę się realizował, chcę pozostać pedagogiem społecznym. I nie takim, który „uczy głupszych od siebie”, ale takim który odnajduje radość ze wspólnego wytwarzania wiedzy ze spotkanymi ludźmi. Nie wierzę w wiedzę zadekretowaną przez rządy i stosowne ministerstwa szczęśliwości. Wierzę w siłę sprawczą ludzi, którzy czerpiąc ze swojego doświadczenia i pamięci, generują wiedzę prawdziwą i użyteczną. Chcę brać udział w tworzeniu i praktycznym wykorzystywaniu takiej wiedzy. I muszę pamiętać jak wiele złych zachowań człowieka wynika z prostej niewiedzy. Że bez poznania nie ma zmiany. Czas abym przemyślał formy edukacji jaką się zajmuję, także poprzez wyprowadzenie się z internetu na ulicę.
Głównym polem konfrontacji w najbliższych latach będzie kultura. To z czym mamy do czynienia to wojna symboli, próby ich zawłaszczania, redefinicja znaczeń, prostytuowanie twórczości do roli propagandy. Obok oficjalnego obiegu państwowej kultury, tworzy się, kolejny już raz, jej drugi obieg. To kim jestem, zawdzięczam właśnie drugiemu obiegowi kultury w czasach PRL. Mam wobec kultury wolności swój dług do spłacenia. Muszę znaleźć szybko sposoby, bo czuję obowiązek wyrównania rachunków. Szczególnie, że bez wolnej żywej kultury, wszystko co napisałem powyżej będzie bez znaczenia.
I bezustannie mam dbać o wolność – nie tylko dla siebie.
A jak mi zabraknie pomysłów na życie – zostaje nieśmiertelna Dezyderata:
True.
Jacku startujesz w najbliższych wyborach samorządowych??
A co chciałbyś mnie poprzeć? 🙂 A serio. Jeśli pojawią się ludzie, którzy będą mieli to o czym piszę to ich zwyczajnie wesprę na miarę moich możliwości. Jeśli nie – to głęboko przemyślę sytuację. Nie wyrywam się bo znam odpowiedzialność jaka się z tym łączy, i ilości pułapek które czyhają. Ale gdyby co do czego – nie omieszkam Cię poinformować. 😉
> Obok oficjalnego obiegu państwowej kultury, tworzy się, kolejny już raz, jej drugi obieg. To kim jestem, zawdzięczam właśnie drugiemu obiegowi kultury w czasach PRL. Mam wobec kultury wolności swój dług do spłacenia.
A co takiego stworzył „drugi obieg” polskiej kultury w PRL?
Bo ten pierwszy, oficjalny, stworzył tysiące szkół, również uczelni, których dyplomów nikt jakoś się nie wyrzeka. Dzieła filmowe, teatralne, muzyczne, znane i cenione na świecie. Setki twórców, o nazwiskach, których nie musimy się wstydzić przed światem.
Kto reprezentuje „drugi obieg”?
PRL nie była rajem, ale z pewnością nie była piekłem, a już na pewno nie dla kultury! Deprecjonowanie kulturalnych osiągnięć tamtych czasów, to plucie na swój własny, polski brzuch, na wysiłek pokolenia tych, co przetrwali dokonany w trudnych, powojennych czasach.