U mnie dzisiaj piękne słońce. Ja lekko zachorzały i zgorączkowany, z koniecznością poleżenia dzień czy dwa w łóżku. Jakieś zdjęcie czy wpis w necie przypomniał mi, że kiedyś siedziałem na wzgórzu, a pode mną w dolinie tańczyły w powietrzu dwa szybujące jastrzębie. Nie mogąc wyjść z domu, tak strasznie zachciało mi się tej przestrzeni, tych wzgórz i tych ptaków!
Zrobiło mi się przykro, że nie mogę do nich iść. Ale ktoś tam się nade mną ulitował i w moich uszach, i głowie zatańczyły dwa cudowne muzyczne ptaki. Pierwszy dość oczywisty, to Raduza, ze swoją przestrzenią w prostej muzyce, poetyckimi tekstami, poczuciem bycia z Nią w drodze dokądś i po coś… Drugi zaskoczył mnie absolutnie! Ani do Raduzy nie pasuje, ani nijak się ma do tego, za czym zatęskniłem… a jednak to był Ten Artysta! Nie powiem Wam kogo słuchałem przez dwie godziny, na zmianę z moją ukochaną Czeszką. Sam w to nie wierzę, a Wam nie chcę dawać powodu do drwin! 🙂 Ważne, że ta muza jest koło mnie od pół wieku, a dopiero dzisiaj odkryłem w pełni jej prostotę i prawdziwość tekstu… i taką ludzką, oczywistość melodii. Ciekawe, czy to we mnie zostanie jak gorączka minie? 😕 Ale ja nie o tym…
Zacząłem się zastanawiać nad nad moim wzruszeniem muzyką z kulturowego recyklingu. Byłem już u progu troski o moje zdrowie psychiczne, gdy odpowiedź przyszła wraz z kolejnym tekstem Raduzy (linkuję na końcu). Jest tam fragment (w dość kulawym moim tłumaczeniu):
„…nim słońce oddechem
góry rozgarnie
Boże mój, Boże mój
niech je zobaczę
jak pierwszym razem.”
I dotarło!
Nieważne – dlaczego tak mi się porobiło? Ważne, że dostałem dar zobaczenia rzeczy, na które dotąd patrzyłem i których nie widziałem. I że to bardzo ważne pielęgnować w sobie tę umiejętność!
Czy to będą góry, poezja, czy człowiek… dajmy sobie szansę błogosławionego zdziwienia tym, co widzimy powtórnie. Czasem będzie to zachwyt i entuzjazm z odkrycia nowego-starego. Pewnie czasem zawód i niedowierzanie w to, co zobaczymy. A czasem jakaś zwykła inności niż powidoki przeszłości.
Że to wszystko banał? Może. Ale skoro tak, to dorzucę jeszcze jeden: życie nie jest takie, jakim jest. Przede wszystkim jest takie, jakim je przeżywamy w sobie. Dlatego będąc leżącym zasmarkańcem, można być nad doliną, gdzie nie tylko ptaki, ale i wiersze tańczą.
Szukajmy zatem Nowego, ale i wracajmy stale do tego, co było, bez terroru naszych wspomnień i przyzwyczajeń. I módlmy się o błogosławieństwo widzenia Dawnego tak jak pierwszym razem – z szansą na zobaczenie WSZYSTKIEGO!
Ja przynajmniej chciałbym tak umieć żyć. Duj Wietrze duj! 🙂