„22.12.
Pomimo okresu przedswiatecznego i wielu wypisow ze szpitala, sa takze przyjecia. Nie moge sobie wyobrazic, co czuja tacy pacjenci. Wprawdzie ten czas takze spedzam na oddziale (moze uda mi sie uzyskac przepustke), ale z samym pobytem w szpitalu jestem juz 'oswojona’. Na nasza sale przyszla K. Opowiedziala troszke o swoich dzieciach. Byla juz tutaj ponad 20 razy. Czy mnie tez to czeka? Czy tez – jak twierdzi J. – nie ma depresji, a jedynie ludzie nie radzacy sobi z terazniejszoscia? Moze cos w tym jest…
Dzisiaj sobota, wiec tak naprawde nic sie nie dzieje.
Acha, mam sie przypomniec w zwiazku z przepustkami. Juz bylam. Sprawa odlozona do poniedzialku. No, zobaczymy, jak to bedzie. Choc, prawde mowiac, troch sie boje. Pol roku w szpitalu i nagle takie swiateczne ceremonie.
Nie powiem: J. byl gotow organizowac ludzi do przestawiania mebli (zeby bylo bezpieczniej), transport i dyzury (zeby w razie czego…), czy w koncu wolontariuszy, ktorzy dotrzymywaliby mi towarzystwa (zeby mi sie nie nudzilo i byl przy mnie ktos, kto moglby podac leki czy wezac pomoc). Jest kochany. Nie chcialabym jednak obciazac Go nadmiernie. Przeciez tak naprawde to szczegolne swieta, a ja chcialabym wierzyc, ze wszystko bedzie ok.
Wieczorem, oczywiscie, odwiedzili mnie N. i J. N. znowu przywiozla jakas walowke (nigdy nie przychodzi z pustymi rekami), ktora powinnam zjesc. Tylko co robic w sytuacji, kiedy rosnie piramidka serkow, jogurtow, pasztetow – nie liczac owocow i sokow), a ja jestem w stanie zjesc albo maly jogurt, albo cwierc bulki? Przyjdzie mi rozdawac, a jesli nie, to do nowego roku prowiant mam juz zapewniony.
Pisze to sprawozdanie wieczorem, zeby nie powiedziec – w nocy. I albo te leki nasenne sa takie slabe, albo ja sie na nie juz uodpornilam. Poczekam jeszcze troche i zaczne dzialac.
SMS od K.S. Martwi mnie to, co pisze. Coz, majac z nia troszke do czynienia moge przypuszczac, ze jak zwykle pracuje niemal na dwa etaty, dajac z siebie ponad 150 %. Poniewaz trwa to juz ladnych kilka miesiecy, kazdy moglby sie czuc zmeczony. A zaloze sie, ze przy tylu 'wolnych’ dniach wziela cos z pracy do nadrobienia (wykonania) w domu. I jak Jej wytlumaczyc, ze postepujac tak zameczy sie? Coz, do pewnych decyzji widac kazdy musi dojrzec sam. Powodzenia i mniej nerwowki.
Obiecywalam sobie, ze w przypadku bezsennosci bede dzialac, ale co tam. Troche poczytam. Dobranoc.
23.12.
No, ostatni dzien przed potencjalna, dzienna przepustka. czy dam rade? A co bedzie jezeli… No dobrze, zadnych gdyban, po prostu zobaczymy.
K. juz przezywa mozliwosc spedzenia swiat samej na sali. Probuje chyba nadrobic ten czas, zagadujac mnie na przerozne tematy. I w zasadzie nie oczekuje nawet mojej aktywnosci. A czesto nawet sama odpowiada sobie na stawiane pytania. Troche denerwujacy jest tylko fakt, ze 'odkywa’ pewne sprawy dokladnie cytujac niemal zdania, ktore przed chwila powiedzialam. Ale coz, w naszych chorobach czesto tak bywa. Ja kilkakrotnie zauwazylam, ze np. brakuje mi slow, niekiedy nie potrafie nazwac zwyklych nawet przedmiotow, trace watek podczas rozmowy i sie 'zacinam’. Mam nadzieje, ze to tylko efekt takt dlugiego pobytu w szpitalu i braku koniecznosci wypowiadania zbyt wielu zdan. Wprawdzie nie naleze do tzw. mrukow, ale czesto bardzo dobrze czuje sie w swoim towarzystwie, nie zaczepiana czy nagabywana przez kogokolwiek.
Przedswiateczne odwiedziny A i M. Uzgodnilam z M. szczegoly switecznych transportow. Wprawdzie nie mam pewnosci, czy uzyskam przepustke, jednak wole sie zabezpieczyc na taka ewentualnosc. Troszke poplotkowalismy. Opowiedzielismy sobie nowiny ostatnich godzin. Posmialismy sie. M. zartobliwie stwierdzil, za biorac przepostke pewnie licze na to, ze Mikolaj przyniesie mi prezenty do domu, pod choinke podczas Wigilii, oraz do szpitala. Stwierdzil przy tym, ze nie jest On tak naiwny. Ja jednak sadze, ze bylam na tyle grzeczna, ze nie tyle nawet moge, co powinnam liczyc w tym roku na szczegolne wzgledy.
K. przypomina mi od godziny o koniecznosci pakowania. Rzeczywiscie, robie niemal wszystko, byle tylko odwlec ta chwile. Trzeba jednak wziasc sie w garsc. Na stole uolzylam manele, ktore powinnam zabrac. Zaczelam sie pakowac w reklamowki. Balam sie, ze jest tego tyle, ze powinnam wyciagnac wielka torbe. Na szczescie wszystko zmiescilo sie w dwoch reklamowkach. Pewnie dlaego, ze byly na nich sanie sw. Mikolaja 😉
K. nadaje w dalszym ciagu. Fakt, pochwalila mnie za sprawne pakowanie. Fakt, lacznie z przygotowaniami nie zajelo mi to wiecej niz 15 minut. Prawdopodobnie wynika o z doswiadczen w 'ewakuacji’ np. z noclegow podczas rajdow czy biwakow. Podczas tych ostatnich najczesciej wynikalo to z tego, ze trzeba bylo sie spakowac, a dodatkowo przypilnowac innych
Ojej, dluzej chyba nie wytrzymam. Byle do lekow nasennych…
P.S.
Leki przyniesiono jakies 15 minut temu. I chyba jestem baaaaaaaaardzo zmeczona, bo oczy zaczynaja mi sie kleic.”