Fryz życia

Niedawno zostałem pozdrowiony Edvardem Munchem. Nie to żebym nigdy nie znał tego co malował i kim był, tym niemniej była to wiedza bardzo powierzchowna. Ot, wiedziałem że urodził się prawie równo sto lat przede mną, że w roku moich urodzin otwarto jego muzeum, którego architekturę długi czas uważałem za porąbaną prawie tak jak sam malarz… Kojarzyłem jakichś kilka obrazów… „Krzyk„, „Chora dziewczynka”, „Melancholia”, „Zazdrość” coś z nocnym niebem… Wszystko za sprawą niezrównanego Andrzeja Osęki, którego książki w latach osiemdziesiątych wprowadzały mnie w świat sztuki… ale z tego co pamiętam z dwóch tomów o Munchu przeczytałem tylko jeden, a i to na siłę.

Czytaj dalej „Fryz życia”

Wyprawa do wnętrza… niekoniecznie Ziemi

Minęło dziesięć lat od czasu gdy zmieniłem pracę, związany z nią tryb życia, aspiracje, oczekiwania… Przez ostatnią dekadę funkcjonowałem jako edukacyjny homo viator. To były czasem piękne, czasem trudne, ale z pewnością najbardziej aktywne lata mojego życia. Ale nie o nich będzie ten wpis. Czytaj dalej „Wyprawa do wnętrza… niekoniecznie Ziemi”

Pod murami… nie tylko Chicago

Łażąc po Chicago natknąłem się na kilka świetnych murali. Sztuka mazania ścian sprajami jest chyba także amerykańskim wynalazkiem, więc z ciekawością wypatrywalem tego szlachetnego sposobu wkurzania dozorców. Miałem oczywiście aparat Zorke 5, którą jak wiadomo robi się kilka zdjęć. Niestety wyszły kulawo, a ciekawość była spora…
Pogrzebałem trochę w necie. I oczywiście znalazłem! W iPadzie (tak,tak – ma się i najnowszego iPada! 😉 ) znalazłem aplikacje ArtPuBlik. Jest bardzo tajemnicza bo strona podawana jako domowa jest kompletnie niema. Autorem jest „MARCUM williams”. Z jego strony WWW wynika, że jest twórcą stron WWW. Samo pojęcie ArtPublic ma już zresztą i na świecie i w Polsce więcej swoich stronników – wygooglujcie sobie.

Czytaj dalej „Pod murami… nie tylko Chicago”

Kimbra – widziałem i słyszałem, a nie zobaczyłem i nie usłyszałem! :/

Pamiętacie Gotye i piosenkę „Somebody That I Used to Know„? Na pewno – to ciągle hicior w wielu rozgłośniach. Ja na niego wpadłem jakiś czas temu i jak wielu innych urzekł mnie tekstem i muzyką. Na fali tego zachwytu posłuchałem dzięki Agacie sporo z ostatniej muzy Gotye… ale to już mnie jednak nie rzuciło na ziemię. Na pewno jest w niej coś, skoro wspomnianą Agatę i jej koleżankę (zresztą nie tylko je) pognało po nocy na jego koncert do Berlina i to bez liczenia czasu, sił i pieniędzy. 😉 Czytaj dalej „Kimbra – widziałem i słyszałem, a nie zobaczyłem i nie usłyszałem! :/”

Być może…

Na przednówku mam fazę na pieśni miłośne – atawizm? 😉 Prześladuje mnie muzealna Doris Day z klasykiem „Perhaps…”. Kocie ruchy, erotyzm BB i KK, przydechy, plumkania… Za doskonałe i za bardzo wyczyszczone, ale mające siłę prostoty w tekście i melodii. Trochę się rozejrzałem i MAM. To samo tylko przepuszczone przez filtr jazzu latynoskiego. Lila Downs, nieomal moja rówieśnica odkryła mi ten utwór na nowo. Nienachalnie, po swojemu, w gronie świetnych muzyków, z wyraźnym konturem rytmu i sugestywnie na tyle żeby raz na zawsze zapamiętać, że do osoby, która pyta  „Czy mnie kochasz?” nie wolno mówić „Być może…”. 🙂 Lekcja dialogu kochanków a la Lila Downs tutaj:

 

 

 

 

Dewiacje świata i co nam do tego?

Czasem wstaję rano i mam wrażenie, że świat zwyczajnie głupieje. O polityce nie wspomnę bo to co pokazują media to nieustanna gra pozorów i próba sprawdzania poziomu zidiocenia mas. Sami też nie bardzo wiemy już co słuszne, dobre, oczywiste… I wtedy czasami, nie wiadomo skąd da się słyszeć głos rozsądku! Mnie się to przytrafiło dzisiaj rano. Znacie? To posłuchajcie! 🙂

 

Obejrzeć świat z kanapy

Komputer i internet daje wiele możliwości poznawania świata bez ruszania się z miejsca. Co jakiś czas odkrywam kolejne z nich. Jedno z takich moich okienek to Fotopedia.  Ostatnio obok miejsc egzotycznych odkrywam w niej całkiem znajome i swojskie okolice jak np. Białowieża. Poniżej próbka zwartości tej strony… oj chyba zbiorę się tam na wakacje! 😉 Szczególnie, że kilku przyjaciół w okolicy i na „ducha puszczy” można liczyć jak nic! 🙂

Featured Photo – photo by Ian Meikle

Pocałunki zza słoików z ogórkami

Poszedłem do piwnicy po ogórki kiszone. Sąsiadują z wielką, zieloną torbą w której trzymam zbiór czarnych winylowych płyt – starzy przyjaciele na piwnicznej emeryturze. Czasem do nich zaglądam… właściwie nie wiem po co, ale się zdarza. Tym razem wpadła mi w  ręce pierwsza płyta, którą trafiła do mnie prosto z USA. Czasy były słusznie minione: komuna, w sklepach puchy, na dworze smutek i beznadzieja… Słuchałem wtedy rocka (także z Zachodu) i smutnych bardów (także ze Wschodu).
Założyłem na talerz płytę z dziwnej okładki, z nazwą która nic mi nie mówiła – moja mama która wtedy była na emigracji nie znała za dokładnie moich gustów muzycznych. 🙂 Orkiestra Ray’a Connif’a zagrała! Szeroko, tanecznie, radośnie… wiadomo było że grają dla sytych i zadowolonych. To był zgrzyt. Nie odważyłem się puścić tego kolegom, ale gdy zostawałem sam w akademiku żeniłem chleb ze smalcem (z kostki) i soloną cebulę z octem, z cukierkowym różem melodii uśmiechniętych ludzi.
Dzisiaj postanowiłem posłuchać tego po raz pierwszy po blisko trzydziestu latach. Jak zabrzmiało?
Jeśli chcesz komuś powiedzieć „Całuj, całuj mnie mocno!” (Besame, besame  mucho!) warto zejść czasem po ogórki i pogrzebać za słoikami! 🙂 Posłucham chyba sobie znowu: