Wolność na marginesie drzew

Nie chcę archaicznego strasznego dziadunia – chcę Wolności!
Nie chcę długich cieni upaństwowionej świętości – chcę Poety!
Na naszych oczach, w cieniu sporu o drzewa, rozgrywa się prawdziwa batalia o rząd dusz w Bełchatowie. Wartości kształtujące nasze dzieci, mają brać źródło w życiorysach żołnierzy, polityków i księży. Na śmietniku historii, a przynajmniej na jej marginesie mają wylądować artyści, naukowcy, działacze społeczni. Dekretowany państwowo patriotyzm, ma zastąpić wolność.
Czy tego chcemy? Jakie będą konsekwencje?

Jak pokazują ostatnie badania opinii publicznej blisko połowa narodu nie ma z tym kłopotu. Wręcz przeciwnie – marzy tylko o tym żeby kolejny Piłsudski zlapał go mocno za mordę. A może przesadzam? Może to tylko gdzieś tam w Warszawie na Krakowskim Przedmieściu? Może nasza chata z kraja?
Nic z tego. Inicjatywa „Obywatelskie NIE dla wycinki drzew w parku A. Mickiewicza w Bełchatowie” to jedna z niewielu prawdziwie obywatelskich akcji w Bełchatowie. Trzymam za nią kciuki bardzo mocno, bo po pierwsze taka obywatelska postawa to wartość sama w sobie godna poparcia, a po drugie – zwyczajnie szkoda drzew. Nowych mogę nie doczekać.
Mam jednak obawę, że nawet jeśli obronimy drzewa to przegramy wartości. A akcja jest przemyślana i cynicznie prowadzona. Bo jakież władza ma plany wobec placu Wolności?
Po pierwsze, uczynienia z niego swoistego mauzoleum bliskich tej władzy idei. Z planów wynika, że mauzoleum to będzie równi pokraczne  jak pomnik Jana Pawła II w naszym mieście. Ale z gustami się nie dyskutuje, więc uznajmy że się nie znam, i że wyrżnięcie przestrzeni pod linijkę jest lepsze, od anarchii różnorodnej zieleni. Zniszczymy coś co jest dobre i jest nasze, w imię „dobrej zmiany”… a może nawet nie? Może zniszczymy w imię zmiany dla zmiany? Może dla kilku fotografii, dla ulotek wyborczych, dla powstania dowodu że coś w mieście robiono przez cztery lata?
Po drugie wywalimy poetę, który pisał:
„Hej, użyjmy żywota!
Wszak żyjem tylko raz;
Niechaj ta czara złota
Nie próżno wabi nas.
Hejże do niej wesoło!
Niechaj obiega w koło,
Chwytaj i do dna chyl
Zwiastunkę słodkich chwil!”
Wywalimy, bo raz, że poeta i to taki, który choćby przez ten tekst bardziej przypomina Owsiaka niż Rymkiewicza, dwa że pisał „Do przyjaciół Moskali” i niepewny politycznie jest bardzo – jak każdy prawdziwy artysta zresztą.
Po trzecie Wolność trzeba zamienić na dyscyplinę i pokorę wobec władzy. Dlatego zmieni się nazwę placu pod absurdalnym argumentem że „przed wojną itd…”, a na straży ustawi pomniki szantażujące nimbem zbawcy narodu  i „męczeństwa” „poległych w katastrofie”.
Wszystko to budzi we mnie głęboki sprzeciw i oburzenie, bo zbudowane jest na perfidnym kłamstwie.
  1. Placu Wolności nie trzeba zmieniać! Po prostu i zwyczajnie. Jest przyjazny ludziom, zielony, swojski… A to co trzeba uporządkować wymaga jedynie przyzwoitego administrowania, a nie rżnięcia drzew, znaczeń i symboli. Plac Wolności jest fajny!
  2. Wyrzucanie artystów, naukowców, inżynierów, nauczycieli czy pozytywistów, których nie brak w żadnej epoce i zstępowanie ich ludźmi polityki, wojny i religii państwowej to kształtowanie społeczeństwa do konfrontacji i agresji, a nie współpracy i tworzenia. To cofanie Polski do XIX wieku, a miasta do czasów, kiedy Bełchatów to była nazwa na mapie oznaczająca zupełnie inne miejsce niż to, które znamy i które tworzymy.
  3. Zmiana dokonywana pod osłoną argumentów historycznych jest szczególnie kłamliwym zabiegiem. Przed wojną 50-60% miasta to byli Żydzi. Byli też Niemcy. Wszyscy mający polskie obywatelstwo ale to byli EMIGRANCI EKONOMICZNI! Chcecie historii międzywojnia w obecnych przestrzeniach publicznych Bełchatowa? To może oznaczmy na początek, które z pozostałych budynków w mieście były zbudowane przez żydowską większość? Wyeksponujmy wyraźnie miejsce gdzie była synagoga. Nadajmy nazwy ulic, korzystając z nazwisk znaczących mieszkańców żydowskiego i niemieckiego pochodzenia. Podnieśmy do rangi wartości imigrancką (daleką i bliską) przeszłość tego miasta – bo na migracjach Bełchatow został zbudowany! Bo bez nich Bełchatów byłby wsią bez znaczenia przyległą do miasta Grocholice.
Jest powiedzenie, że gdy się człowiek skupia  na konkretnych drzewach, przestaje widzieć las. A jak wygląda las w tym przypadku?
Jak wycisnąć cały cały ten zgiełk, to zostają: zmiana nazwy, wywalenie Mickiewicza, pomniki Piłsudskiego i Kaczyńskiego i betonowo-kamienny kaganiec nałożony na zieleń w parku, z którego dodatkowo wyrżnie się ileś drzew.
To nie rewitalizacja. To lobotomia społecznego mózgu. Bez tego kawałka Wolności i kawałka Zieleni, Bełchatów już nie będziemy tym samym miastem. Ale miasto to przede wszystkim Ludzie.
Dlatego  mówię do władzy: możecie zniszczyć kawałek przestrzeni w imię waszych ideologicznych schiz, ale radzę – zaprojektujcie tam od razu stały posterunek Straży Miejskie, jak kiedyś posterunek MO pod pomnikiem Lenina w Nowej Hucie. Większość mieszkańców wprawdzie ma w nosie co się stanie z tym placem, ale z tą grupką kórej nie jest wszystko jedno, rady sobie bez tego nie dacie.

+1
0
+1
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *