Diariusz Cebuli odc. 4

19.12.

     Dzisiaj robie sobie 'dzien dziecka’. Jestem obolal i zla. Na szczescie jest z kim pogadac. I mam na mysli nie tylko innych pacjentow.

     Od czasu do czasu przychodzi mi na mysl taka refleksja: jak bym sie czula, gdybym znalazla w internecie strone o podobnej tresci. Jak zareagowac? Co powiedziec (napisac)? Czy w ogole reagowac? Moze pomoc? Tylko jak?

     Takie i inne jeszcze pytania mozna by mnozyc. Czy poprzez chorobe latwiej byloby mi zrozumiec autora strony? Czy trzeba byc chorym, by rozmawiac o chorobie? NA PEWNO NIE!!!!!!!

     Pierwszy, powazniejszy kontakt z osobami niepelnosprawnymi, mialam w chwili organizacji z harcerzami biwaku dla chorych dzieci. Jak mysmy sie bali! Czego nie wymyslali! Omawialismy kazdy szczegol, lacznie z zachowaniem. Zeby kogos nie urazic, zeby nie odczuli swojej innosci. Probowalisy przewidziec kazde potencjalne zagrozenie, poczawszy od powaznych (wpadniecie do wody czy ogniska, zlamania, zwichniecia, upadki z wozka), po zupelnie dla zdrowych prozaiczne (lek przed halasem, ogniem, czy wrecz – ubrudzenie sie). Stawalismy na glowie, by zapelnic program atrakcjami. Oczywiscie, w naszym mniemaniu.

     Niewiele zrealizowalismy z tak wspanialego programu. Improwizowalismy i na biegu dopasowywalismy atrakcje do mozliwosci i potrzeb naszych podopiecznych. Trzeba bylo uwzglednic takze doroslych opiekunow. Przeciez nie mogli jedynie siedziec i pilnowac swoich pociech.

     Pod koniec mielismy wrazenie, ze biwak zakonczyl sie kompletna klapa. Niektorzy z nas zwiesili glowy w rozpaczy. Nikt z nas nie chcial ze soba rozmawiac. I wtedy do akcji przystapili Rodzice. Zaczeli nam dziekowac za wspanialy, dla wielu dzieci jedyny dotad, tak wspaniale zorganizowany dzien. Nie ma co, wielu z nas sie wzruszylo. Ponownie 'odzylismy’.

     I wiecie, co sie okazalo? Dla Nich i ich opiekunow najwazniejsza stala sie mozliwosc wspolnego zbierania chrustu na ognisko (chociaz oczywiscie dawno byl on przygotowany w zastraszajacych wrecz ilosciach – tak na wszelki wypadek). Ilez radosci sprawila herbata mietowa, pita we wlasnorecznie wykonanych kubkach(ci,ktorzy nie potrafili sami korzys! A kanapki z dzemem i te wymazane buzie? To bylo wlasnie TO! Oczekiwali jedynie traktowania ich 'normalnie’ czyli tak, jak kazdego innego uczestnika jednodniowego biwaku. Bo dla Nich wlasnie TO bylo najwazniejsze.

     I mysle, ze kazdy chory oczekuje zwyklego traktowania. Sprobuj! JESTESMY LUDZMI TAKIMI JAK TY!

    Jak trzeba – pomoz, jesli nie wiesz – spytaj. Nie odwracaj glowy. Nie przechodz obok nas obojetnie, ale nie lituj sie. I pamietaj: dobre slowo i usmiech oraz zyczliwosc nic nie kosztuje.

     Po prostu wyobraz sobie (choc oczywiscie nikomu tego nie zycze), ze jest to ktos z Twojej najblizszej rodziny…

    No dobra, rozpisuje sie, a mialo byc swieto. Basta! Koniec pisania (przynajmniej dzisiaj).

20.12.

     Po miesiecznym pobycie na oddziale po raz pierwszy zostalam poinformowana przez lekarza prowadzacego o nazwach lekow, idh dawkowania, przewidywanych zmianzch i oczekiwanych efektach. Troche mnie tym zaskoczyl, wedlug mnie na plus. Zastanawiam sie jedynie, co spowodowalo ta zmiane. Bliskosc swiat? Pozyjemy – zobaczymy.

     Pod koniec wizyty zapytalam, co z moim bolacym brzuchem. Dowiedzialam sie, ze przeciez chirurg nie zalecil takiego badania, a w tomografii glowy nie stwierdzono zadnych nieprawidlowosci. Drazylam temat dalej usilujac przekonac lekarza, ze trzytygodniowy bol brzucha raczej nie  jest normalny i wymaga zdiagnozowania. W koncu na pytanie, czy zadowoli mnie USG i ponowna konsultacja chirurgiczna stwierdzilam, ze na poczatek moze byc.

     Przy okazji, w zwiazku z doleglwosciami bolowymi, dzwonilam do S. Obiecal wpasc jutro, bo jest wolniejszy (tzn. ma troche mniej pracy) i pogadamy.

     Przyjechal   J., majac nadzieje na rozmowe z ordynatorem. Niestety sie nie doczekal, a odszedl spod drzwi 15 minut wczesniej, naiwniak.

     Jednoczesnie przywiozl mi list, ktory wlasnie odebral. 'Swiateczne zyczenia’ z ZUS-u napisane yly tak, ze nie tylko ja mialam klopoty z ich zrozumieniem. Niezbedna byla konsultacja ze „specjalistami” tej instytucji.

    Oczywiscie odrzucono moj wniosek. A ja zastanawiam sie, czy przy moich dolegliwosciach neurologicznych i gastrycznych, ponad polrocznym pobycie w szpitalu, operacji, klopotow z nerkami, zapaleniu watroby i przebytej zoltaczce (tzw. mechanicznej), mam szanse otrzymac posade pracownika umyslowego. Oczywiscie w ZUS-ie.

     Trzeba bedzie pomyslec nad odwolaniem…

     Zostalam poinformowana, ze jutro (sic!) bede miala badanie USG brzucha. Przy okazji uslyszalam tekst: „Jesli wieczorem bedze sie Pani czula ZAGAZOWANA – niech Pani poprosi o Espumisan”…

     Wieczorem raz jeszcze byl u mnie J. Tym razem z N. Porozmawialismy, troche poplotkowalismy. N. zabrala kolejna partie aniolkow. Jak Ona znajduje czas na to wszystko? Dlaczego oboje tak zaangazowali sie w pomoc przy rozwiazywaniu moich klopotow?

     Niezmiernie sie ciesze z kazdej ich wizyty. Ale jednoczesnie mam wyrzuty sumienia, ze zbyt duzo czasu i energii poswiecaja mojej osobie. Maja wszak dzieci, oboje pracuja, a tu jeszcze okres przedswiateczny. Bardzo mi to ciazy.

     Odwiedzili mnie takze A. i M. Przyjechala nowa dostawa soku (mniam). Opowiedzialam nowosci ostatniego dnia. Posmialismy sie troche.Oni z kolei zdali relacje ze swoich poczynan i planow.

     Jeszcze tylko jeden aniolek i lulu.

21.12.

     Mialam dzisiaj 'szpitalny’ sen . Najgorsze, co moglo mi sie przydarzyc, to jego zapamietanie. Nie bede Was nudzic jego trescia. Dodam tylko, ze uczestniczylam w jakiejs operacji, pomagajac chirurgom. Pozniej uciekalam ze szpitala (dlaczego mnie to nie dziwi), robiono mi jakies badania (zabiegi?), pocieszalam ludzi, lezacych pod wielkimi kroplowkami. Zgroza. Mam cicha nadzieje, ze taki horror juz mi sie nie przysni.

     Z samego rana mialam USG brzucha. Szlam na nie w asyscie sanitariusza i pielegniarki. Okazalo sie, ze moje 'bolenie’ nie jest jakims wymyslem. Stwierdzono zlogi w nerce. Z jednej strony jestem wkurzona, bo az tyle czasu trwalo samo 'wymyslenie’ tego badania, a takze jego wynikiem. Z drugiej strony (moze o glupio zabrzmi) jestem zadowolona, ze badanie to cos wykazalo. Przynajmiej wiem, z czym mam do czynienia.

     Acha, pomimo tego, ze rozmawialam z lekarzem prowadzacym (i przyznaje szczerze – jedynie 'w przelocie’, a sprawa dotyczyla zupelnie czegos innego), do chwili obecnej oficjalnie nic nie wiem na temat wynikow tego badania i dalszych moich losow z nim zwiazanich (np.konsultacji, leczenia?). A moze jestem zbyt upierdliwa i za duzo wymagam od tzw. sluzby zdrowia? Wszak jestem na ich garnuszku juz kilka miesiecy i przez ten okres wydawali na mnie na badania i zabiegi, nie wspominajac michy.

     M i J. zaprosili mnie na pyszna malinowa herbate z paczkami. I jak zwykle rozmowa przebiegala 'w sympatycznej i milej atmosferze’. Pilismy kawe i herbate, co chwila wygladajac na korytarz, w oczekiwaniu na obchod. Dzisiaj, zgodnie ze zwyczajem, powinien byc obchod z udzialem ordynatora (albo zastepcy). Nic takiego jednak, jak wizta lekarska (jakakolwiek), niestety nie miala miejsca.

     J. stanal na wsokosci zadania i pomimo trzeciego dnia czekania na ordynatora zalatwil dzienne przepustki na okres swiat. U lekarza prowadzacego. Nie udalo Mu sie dorwac ordynatora. Coz mam w tej sytuacji wiecej na ten temat napisac?

     M. wlasnie wyszedl na przepustke. Wierze, ze pomimo licznych obaw i duzej niepownosci, da sobie rade.

     J. ma przepustke od jutra. Juz zapowiedzial, ze – po rozmowie telefonicznej – wyjezdza z samego rana. Gdybyz mogl ograniczyc wizyte w domu jedynie do kontaktow  wnukami… Wtedy bylby w pelni szczesliwy.

     B. jest kochana. Dzwonila do mnie przepraszajac, ze nie moze dzis przyjechac. Babcia wrocila ze szpitala do domu i trzeba ja otoczyc opieka. Podziekowalam za wiadomosc. Nagabywana o zakupy wspomnialam cos o niciach (oczywiscie do szydelkowych robotek). Nieoczekiwanie B. zadzwonila ze sklepu, omawiajac szczegoly zakupow, a nastepnie jak burza wpadla do mnie, zeby je dostarczyc. Szalona dziewczyna.

      S. nie przyszedl i nie wiem dlaczego. Moze juz mnie nie lubi? Buuuuuuuuu.

     Nic wiecej  godnego uwagi sie nie wydarzylo. „Chyba juz mozna isc spac…”

P.S.

     Pomimo jednej tabletki nasennej o godzinie 22. nie udaje mi sie usnac. Pomimo czytania, wylegiwnia sie z zamknietymi oczami, sluchania muzyki. Jest wlasnie 01.23. soboty. Nie ma co sie meczyc. Wstaje i ide po kolejny 'cukierek’ (czyt. tabletke).

+1
0
+1
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *