„O czym?” czyli mimo wszystko o Kulturze w moim mieście

Po wyjątkowo długiej majówce, rozmowach, obserwacjach, doświadczaniu lokalności (zostałem na ten tydzień w domu) itd, wezbrała we mnie irytacja. Irytacja i gorzka refleksja, że kultura w Bełchatowie się zwija. Proces trwa od lat, ale ostatnia kadencja samorządu  przyniosła już zupełną smutę.
Na początek anegdota związana z tytułem:

Pisząc ten tekst usłyszałem pytanie syna:
– O czym piszesz?
– O kulturze w Bełchatowie.
– O czym? 😄
A teraz na serio. Ten tekst jest o odpowiedzialności za kulturę. Tym, którzy chcieliby go odczytać jako proste oskarżenie Władzy o nieudolność, zaniechanie i złe rządzenie, chcę powiedzieć Gogolem: „Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!”. Odpowiedzialności za kulturę w jakiej jesteśmy zanurzeni, nie sposób przerzucić na rządzących. To my decydujemy w świecie jakich wartości wzrastają nasze dzieci. To my odpowiadamy za to, kogo widzimy w lustrze. Miejska polityka kulturalna może nas w tym wspierać, ale nigdy nie zastąpi indywidualnych wyborów i osobistego wysiłku treningu w kulturze.
A  to co jest głównym problemem bełchatowskiej polityki kulturalnej jest to, że jej nie ma! Ale i ta wielka nieobecna, niepolityka – doraźność i bylejakość, też potrafi narozrabiać.
Trzy grzechy główne bełchatowskiej niepolityki kulturalnej to:
  • Definiowanie kultury w kategoriach stadnych. Im więcej na placu, tym lepiej! Jak do teatru to tylko w trzy autokary młodzieży albo seniorów, kto tam jest na tapecie. Jak piknik, np. Dni Bełchatowa, to tak, żeby zadeptać pół miasta, a kurz żeby nie był mniejszy od tego, który wznieca stado bizonów. Jak koncert to taki, żeby pół miasta waliło, czyli jak nie Zenek Martyniuk, to inny luminarz polskiej kultury tego formatu. Do tego procesje, pochody, msze, capstrzyki, pielgrzymki… A że tłum zebrać trudno, więc kiełbasa, piwo, szwarc, mydło, powidło i dmuchańce. Ta jarmarczna kultura „dla każdego coś miłego” to najtańsza forma rozrywki zabójcza dla aspiracji kulturowych kolejnych pokoleń. Doświadczenie piękna, wzruszenie, definiowanie siebie przez twórczość albo przynajmniej przez kontakt z  nią prawie nigdy nie odbywa się inaczej niż w relacji osobistej. Bezmyślne stado, które nie wie, po co się zebrało, tylko to w nas zabija. Wiem, że nie zmienię przyzwyczajeń Polaków. Ale do polityków (szczególnie lokalnych) mam prośbę: Nie chwalcie się, że finansujecie Kulturę! Finansujecie pstry chaos taniej Rozrywki, której Mekką jest deptak w Mielnie w szczycie sezonu urlopowego.
  • Zupełny brak pomysłu na lokalne instytucje kultury. Brak jasności celów, zadań, funkcji… I traktowanie ich jedynie w kategoriach partyjnych łupów przy powyborczym podziale stanowisk. W Bełchatowie jako jedyna broni się biblioteka, która też niestety lata największej kulturotwórczej aktywności ma już za sobą. Trudno zresztą wymagać, aby instytucja wyrywała się przed szereg, gdy w komisji RM zajmującej się kulturą nie a ANI JEDNEJ OSOBY, która byłaby w tych sprawach kompetentna.
    Miejskie Centrum Kultury powinno mieś przydomek „Porażka”. Od lat stanowiska dyrektorskie obsadzane z klucza rodzinno-towarzysko-partyjnego. Placówka kierowana bez pomysłu, bez charyzmy, bez kompetencji nadużywa jedynie określenia „Centrum”, bo czymże w takim razie miałyby być peryferia kultury w naszym mieście? MCK to średniej jakoście dom kultury, mający wielki potencjał i możliwości wykorzystywane moim zdaniem w minimalnym procencie. Do tego kompletnie niespójny z Gigantami Mocy, które z kolei żyją i działają zupełnie poza systemem lokalnej kultury – niby miejskie, ale niekoniecznie.
    Muzeum Regionalne to z kolei od początku „Nieporozumienie”. Dyskutowałem zażarcie ze śp. Bogusławem Dziedzicem na temat tego, na co jest miejsce w dworku Olszewskich. Zwyciężyły pasje historyczne Bogusia. I ten błąd jest konserwowany do dzisiaj. W Bełchatowie nie ma miejsca na Muzeum, bo nie ma historii, która byłaby w stanie wypełnić jego pomieszczenia. Szalenie brak jednak w naszym mieści centrum wystawienniczego z prawdziwego zdarzenia! Poza wszystkim, jak się chce finansować muzeum, to wypadałoby, żeby na jego czele stanął muzealnik! Taki w muzeum pracuje jeden, mądry i zaangażowany… i ciągle marginalizowany. Jak się zatrudnia czynnych artystów plastyków na takim stanowisku, to nie udawajmy, że to będzie muzeum, tylko odważnie przemianujmy na Galerię Dworek i pokazujmy Sztukę przez duże, a przynajmniej średnie „S”. A jak zatrudniamy nauczyciela historii, to twórzmy Centrum Edukacji Historycznej, bo i za jego kadencji z muzeum wyjdzie wielkie…
    Na to wszystko nakłada się jeszcze zupełny brak strategii rozwoju kultury. Konia z rzędem temu, kto potrafiłby wskazać charakterystyczne cechy kultury Bełchatowa. I tak naprawdę to, co piszę teraz, dałoby się sprowadzić do prostego stwierdzenie – GRZECH ZANIECHANIA!
  • Uznanie, że Kultura w Bełchatowie = instytucje kultury. Wszystko co żywe i świeże w tym względzie tworzy się w mieście obok sytemu instytucjonalnego. Dzialalność kulturalna bełchatowskich pubów, Kultura na Boku – pierwszy w mieście salon kulturalny Piotra i Kasi, upadły już niestety Festiwal Młodej Sztuki ze świetną ekipą młodych artystów chcących przyznawać się do Bełchatowa, ciągle szukający swojego miejsca w mieście Przemek Obarski… System, jeśli łaskawie nie przeszkadza, to wspiera w bardzo ograniczonym stopniu te inicjatywy prywatne. A mielibyśmy tyle ścieżek rowerowych gdyby nie „Zgrzyt”? Grzech pychy, że na wsparcie zasługuje tylko to, co w instytucjach i kompletny brak FINANSOWEGO sytemu wsparcia nowych inicjatyw uwsteczniają kulturowo miasto. Że inne miasta też nie mają takich systemów?  Ale inne miasta nie borykają się z problemem absolutnego braku miejskiej tożsamości. Wspieranie kibiców lokalnych drużyn to za mało. Róbmy dalej bogoojczyźniane szopki i ignorujmy legendę „Kwadratowego Miasta”. Bez wsparcia tych, którym się chce, bez ich głosu decydującego o kształcie kultury w naszym mieście  – będziemy niebawem pokomunistycznym skansenem bez właściwości kulturowych.
Apeluję o:
  • poważną, przedwyborczą dyskusję o kulturze w Bełchatowie. Mam nadzieję, że np. „Kultura na Boku” podejmie to wyzwanie… choć byłbym szczęśliwy, gdyby MCK poczuło się do takiego obowiązku.
  • włączenie do dialogu o kulturze młodych ludzi. Z trwogą patrzę na starzenie się bełchatowskiej publiczności. Uważam, że w Bełchatowie jest Młoda Kultura. Koniecznie trzeba ją ujawnić i wyciągnąć z konspiracji.  Kultura memów, dubstep, artystyczne gry niezależnych twórców takie jak np. Journey, Life is strange, kultura youtuberów i streamerów, serwisy streamingowe niezależnych twórców muzyki, blockbustery jako nowa jakość kina… Tematów do rozmowy, i pól eksploatacji kultury nie zabraknie!
  • rozważenie przez takie osoby jak: Tadeusz Maksimowicz, Piotr Kulpa, Katarzyna Chmiel, Przemek Obarski, Maciek Kuszneruk, Darek Biniek… i wszystkich innych, którzy jak np. właściciele Starego Młyna żyją kulturą  – STARTUJCIE W WYBORACH SAMORZĄDOWYCH! Deklaruję, że wesprę w każdy możliwy sposób każdego gotowego na desant Kultury na RM w Bełchatowie! Bez Was to nie może się udać!
PS. Korzystając z okazji: Kasiu i Piotrze – dzięki za Jazgotki! 🙂

+1
0
+1
0

4 komentarze do “„O czym?” czyli mimo wszystko o Kulturze w moim mieście”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *